Tekst z archiwum "Rzeczpospolitej"
Walt Disney zadomowił się w Hollywood w złotej erze fabryki snów, ale słynne filmowe gwiazdy nigdy go nie interesowały. Realizował animowane filmiki powołując do życia Myszkę Mickey i Królika Oswalda. Czasem wprowadzał Disney na ekran aktorów, np. w "Parowcu Willie" partnerował Myszce Mickey "śpiewak jazz-bandu" Al Jolson. Ale tak naprawdę Disney marzył o pełnometrażowym filmie animowanym. Chciał nakręcić "Alicję w Krainie Czarów", w której obok Mary Pickford "występowałyby" postacie rysunkowe. Ale do realizacji tego pomysłu nigdy nie doszło. Za to od 1934 roku animatorzy z firmy Disneya zaczęli pracować nad fabularną wersją "Królewny Śnieżki". W tamtych czasach był to pomysł niezwykle karkołomny.
Wiele lat później Walt Disney podzielił się swoimi wspomnieniami: "Gdy zaczynaliśmy pracę, zewsząd dawały się słyszeć ostrzeżenia. Przepowiadano nam, że nikt nie wysiedzi na czymś takim. (...) Kraj zmagał się z kryzysem. Gdy budżet przekroczył wszelkie granice, ja sam zacząłem mieć wątpliwości, czy uda nam się odzyskać zainwestowane pieniądze."
Potem było jeszcze gorzej. Do skończenia filmu zabrakło ćwierć miliona dolarów. Disney pokazał nieukończony film dyrektorowi Bank of America, gdzie starał się o pożyczkę. Gdy zapaliły się światła, bankier powiedział tylko: "Walt, ten film zarobi fortunę". Bank dał filmowcom kredyt, a film rzeczywiście stał się wielkim przebojem.
Ale ryzyko rzeczywiście było ogromne. Na tamte czasy było to przedsięwzięcie niezwykłe. Nad "Śnieżką" pracowało 750 artystów, w tym 32 animatorów, 102 asystentów, 107 fazistów (artystów, którzy wypełniają fazy ruchu pomiędzy kluczowymi rysunkami przygotowanymi przez animatorów), 20 specjalistów od kompozycji, 25 specjalistów od tła, 65 animatorów efektów specjalnych, którzy rysowali dym, wodę, chmury i inne efekty) i 158 specjalistów od barwienia i malowania postaci na przezroczystych celuloidach.