Tajemnica Westerplatte - dwugłos

Już sam scenariusz „Tajemnicy Westerplatte” wzbudził kontrowersje. Czy jest o co się spierać po premierze filmu?

Publikacja: 13.02.2013 16:29

Michał Żebrowski jako major Henryk Sucharski

Michał Żebrowski jako major Henryk Sucharski

Foto: ITI CINEMA

GŁOS KRYTYKA

Realizując współcześnie kino wojenne, twórcy stawiają albo na batalistykę, albo na psychologię. W filmie zrealizowanym przez Pawła Chochlewa nie ma ani jednego, ani drugiego - pisze Marek Sadowski.

Wokół Westerplatte narosła legenda. Za sprawą Melchiora Wańkowicza i Konstantego Ildefonsa Gałczyńskiego („prosto do nieba czwórkami szli") przez lata pokutowało przekonanie, że nikt z załogi nie ocalał. Tymczasem podczas walk zginęło tylko 15 żołnierzy, a ostatni z obrońców zmarł w ubiegłym roku. Tę legendę skutecznie rozwiał już 45 lat temu Stanisław Różewicz, realizując „Westerplatte".

Tamten film z wybitną kreacją Zygmunta Hübnera w roli mjr. Sucharskiego niezwykle wiarygodnie pokazał żołnierzy w codziennym trudzie walki, ich męstwo i zwycięstwa, ale również ich klęski, niepewność i strach. Obejrzało go wówczas w kinach niemal 6 mln widzów.

Gdy ponad cztery lata temu Paweł Chochlew rozpoczął zdjęcia do swego filmu poświęconego Westerplatte, co poprzedziła agresywna nagonka medialna na jedną z wersji scenariusza, nieodparcie nasuwało się pytanie: po co realizować jeszcze jeden film o obrońcach polskiej składnicy amunicyjnej, gdy istnieje już jeden doskonały, któremu czas nie zaszkodził? Zawsze ten nowy będzie przecież porównywany z tym pierwszym, wzorcowym. Odpowiedzi nie znam do dziś.

Efektowne sceny batalistyczne (a za pomocą współczesnej techniki można wykreować dziś wszystko) kosztują. Trzeba więc mieć dużo pieniędzy. Kino psychologiczne jest tańsze, ale wymaga doskonałego scenariusza, precyzyjnie nakreślonych postaci i aktorów, którzy je uwiarygodnią. Jednego i drugiego w „Tajemnicach Westerplatte" zabrakło. Mamy za to nieliczną grupkę statystów nieudolnie udających atak Niemców, oszczędną pirotechnikę, prymitywne efekty komputerowe bliskie latom 80. ubiegłego wieku i aktorów, z których większość nie ma czego grać.

Tak jak mało efektowna batalistyka nie ukryje braków dramaturgii, tak nawet najjaśniejsze gwiazdy nie stworzą kreacji z niczego. Piotra Adamczyka czy Borysa Szyca zaangażowano tylko po to, by ich nazwiska uświetniły afisz, nie mają szans na więcej niż efektowną dekorację. Spośród licznego grona sztampowych postaci żołnierskich wyróżnia się jedynie Mirosław Baka w roli dowódcy działa kaprala Grabowskiego.

Najważniejsi są jednak dwaj dowódcy. Mjr Sucharski, kawaler Virtuti Militari, nie szafuje życiem podwładnych. On jeden wie, że pomoc z zewnątrz nie przyjdzie, a przedłużająca się obrona zakończy się masakrą. Michałowi Żebrowskiemu udało się nie zagrać pomnika. Kpt. Dąbrowski to oficer o psychice „ułańskiej", chce walczyć do ostatka, by kiedyś historia mianowała go bohaterem. Robert Żołędziowski jest w tej roli boleśnie jednowymiarowy i przez to całkowicie niewiarygodny.

A co jest tytułową „tajemnicą", dalej nie wiem.

GŁOS HISTORYKA

Mimo starań realizatorów „Tajemnica Westerplatte" nie wyjaśnia wszystkich aspektów obrony słynnej Wojskowej Składnicy Tranzytowej. Podstawowy błąd tkwi... w obsadzie głównej roli pisze Mmaciej Rosalak.

Major Henryk Sucharski nie był rosłym mężczyzną o sympatycznej twarzy Skrzetuskiego. Ten schorowany, 41-letni człowiek miał 165 cm wzrostu, był milczący, nerwowy, niezbyt sympatyczny dla podkomendnych oficerów. Może czuł wobec nich kompleksy, bo pochodził z biednej rodziny chłopskiej. Virtuti Militari przyznano mu za odbicie z rąk bolszewików wioski w sierpniu 1920 roku. Ani przedtem, ani potem niczym szczególnym w wojsku się nie wyróżnił.

2 września załamał się po straszliwym nalocie stukasów, kiedy to w rozbitej wartowni nr 5 zginęło zapewne aż sześciu ludzi. Pozostaje tajemnicą, dlaczego chciał się poddać ktoś, kogo w filmie uosabia Michał Żebrowski. Jakby ani aktor, ani reżyser nie wiedzieli, kogo ma zagrać. Tchórza czy bohatera, chorego mazgaja czy odpowiedzialnego za los żołnierzy humanistę? Reżyser dążył zapewne do ucieleśnienia w osobach Sucharskiego i kpt. Franciszka Dąbrowskiego historiozoficznego sporu polskiego „bić się czy nie bić". Ale to nie wyszło, bo poza tym – co się chwali! – starał się... trzymać faktów.

Te zaś dowodzą, że tajemnica Westerplatte zawierała się nie tyle w przeciwstawieniu: odpowiedzialność–całopalna ofiara, ile w odpowiedzi na pytanie, czy dowódcą ma być ktoś małoduszny, kogo stanowisko przerosło, czy urodzony rycerz, wspaniale wyszkolony i odważny, kochany przez żołnierzy?

Dąbrowski, syn polskiego ziemianina i węgierskiej arystokratki, o sześć lat młodszy od Sucharskiego, nie był przedtem na żadnej wojnie. Ale huk bomb i ryk Junkersów nie zrobił na nim większego wrażenia. To był prawdziwy dowódca. Takich we Wrześniu było więcej: obrońca Wybrzeża płk Dąbek, Wizny – kpt. Raginis, Węgierskiej Górki – kpt. Semik i wielu innych polskich, nie wszyscy z herbowej szlachty. Odwagę i determinację obrońców Westerplatte Paweł Chochlew pokazuje uczciwie, a zwykłe w śmiertelnych starciach momenty strachu czynią bardziej prawdopodobną wolę walki pozostałych.

Artyleria załogi Westerplatte składała się z jednej zaledwie armaty 75 mm i dwóch działek ppanc. 37 mm, ale na ponad 200 oficerów, podoficerów i strzelców przypadało aż 18 ciężkich karabinów maszynowych i 23 ręczne. Tego niebywałego nasycenia bronią maszynową nie widać na ekranie. Nie widać też czterech moździerzy 81 mm, które masakrowały napastników aż do zniszczenia podczas nalotu. Wyjątkowy był też skład oddziału: najlepiej wyszkoleni legioniści z elitarnego 4. Pułku Piechoty w Kielcach, o nienagannej postawie obywatelskiej. Kanonada pancernika 1 września i nalot dnia następnego wywarły na niektórych destrukcyjne wrażenie, ale morale szybko wróciło. Film nie pokazał też siły wybuchów pocisków najcięższych dział „Schleswigu-Holsteina" o kalibrze 280 mm i wadze 330 kg każdy.

GŁOS KRYTYKA

Realizując współcześnie kino wojenne, twórcy stawiają albo na batalistykę, albo na psychologię. W filmie zrealizowanym przez Pawła Chochlewa nie ma ani jednego, ani drugiego - pisze Marek Sadowski.

Pozostało 96% artykułu
Film
„Biedne istoty” już na Disney+. Film z oscarową Emmą Stone błyskawicznie w internecie
Film
Dżentelmeni czyli mocny sojusz dżungli i zoo
Film
Konkurs Główny „Wytyczanie Drogi” Mastercard OFF CAMERA 2024 – znamy pierwsze filmy
Film
„Pamięć” Michela Franco. Ludzie, którzy chcą zapomnieć ból
Film
Na co do kina w weekend? Trzy filmy o skomplikowanych uczuciach