Diuna 2: Arcydzieło na pustyni

„Diuna: Część druga” daje jeszcze więcej, niż obiecywała pierwsza część z 2021 r. Denis Villeneuve stworzył genialne widowisko, a Timothée Chalamet udowadnia, że jest świetnym, charyzmatycznym aktorem.

Aktualizacja: 05.03.2024 09:40 Publikacja: 01.03.2024 06:00

Druga część „Diuny” daje jeszcze więcej, niż obiecywała pierwsza

Druga część „Diuny” daje jeszcze więcej, niż obiecywała pierwsza

Foto: materiały prasowe

Przyznaję – wątpiłem, że przyzwyczajona do streamingów publiczność zechce czekać ponad dwa lata na kolejną część urwanej nagle opowieści. Wątpiłem, że literacki język sagi Franka Herberta oraz oryginalny filmowy styl Denisa Villeneuve’a trafi do masowego, młodego widza. Że jest jeszcze miejsce na tak tradycjonalistyczną fabułę. I że „Diuna” AD 2021 ma szansę dorównać innym wielkim trylogiom: „Władcy Pierścieni” czy „Gwiezdnym wojnom”. Wątpiłem nawet w pomysł obsadzenia w głównych rolach gwiazd młodego pokolenia, Timothée Chalameta i Zendayi, zbyt niedojrzałych – jak sądziłem – na kosmiczno-feudalny kostium. Szkoda mi było talentu reżysera, który postanowił na dekadę zakopać się w trącącej myszką fantastyce.

Cóż, odszczekuję. Druga część „Diuny” daje jeszcze więcej, niż obiecywała pierwsza – to wspaniałe widowisko, zachwycający spektakl. Arcydzieło na miarę epoki.

Villeneuve wydobywa z literackiego pierwowzoru to, co najlepsze. Z jednej strony, królewską tragedię o antyczno-szekspirowskiej proweniencji. Z drugiej strony, space operę opartą na klasycznych wzorcach rozpracowanych przez antropologów i mitoznawców. I chociaż wydawało się, że widzieliśmy podobny schemat na ekranie już tyle razy, to zadziałało raz jeszcze i ruszamy śmiało z bohaterem na jego wyprawę.

Diuna 2: Paul Atryda i jego inicjacje

Scenarzyści podejmują wątki dokładnie tam, gdzie je zostawili na końcu części pierwszej. Paul Atryda wskutek podstępnego ataku na księstwo ojca i całego ich rodu znalazł się wraz ze swą brzemienną matką na niegościnnej części planety Arrakis – pustyni, gdzie hulają burze piaskowe i roi się od gigantycznych, piaszczystych czerwów. Ich los zależy teraz od surowych nomadów, ludu niebieskookich Fremenów.

Czytaj więcej

„Diuna. Dziedzic Kaladanu”: Cisza przed burzą

I chociaż z wcześniejszego tercetu scenarzystów Villeneuve – Jon Spaihts – Eric Roth odszedł ten ostatni, to brak 78-letniego nestora hollywoodzkich skryptów nie zaszkodził opowieści. Przeciwnie, bo o ile na pierwszej części ciążył obowiązek ekspozycji postaci i opisania świata, w którym żyją, o tyle druga część może błyskawicznie wrzucić piąty bieg i przejść do opowieści o inicjacji i przemianie Paula.

To historia pełna pustynnych rytuałów i obrzędów przejścia, które mają wystawić na próbę księcia oraz matkę, zanim zostaną włączeni do fremeńskiej społeczności. Powstaje z tego opowieść iście antropologiczna, w której obserwujemy nie tylko wymyślone przez Herberta obyczaje, silnie inspirowane etnografią Bliskiego Wschodu i Afryki Północnej, ale też kształtowanie się mesjanistycznej religii. Fremeni bowiem od wieków czekają na nadejście tego, którego zwiastują proroctwa, a który wyzwoli Arrakis z niewoli. Część z nich właśnie w młodym Atrydzie widzi mahdiego i za przepowiednią nazywają go Lisan al-Gaib (przybysz z innego świata).

Nad bohaterem ciąży przeznaczenie i pisane są mu wielkie czyny, co sugerują jego liczne wizje oraz talenty. Ale prawdziwym przywódcą – jak powtarzał mu ojciec – nie jest ten, który pragnie władzy, tylko ten, który zostaje do władzy powołany i powołania tego nie odrzuca. Paul nie chce być uzurpatorem, tylko pierwszym spośród równych.

Po przejściu licznych prób, przyjęciu nauk, wykazaniu się mądrością i odwagą Paul stanie wkrótce na czele powstania przeciwko Imperatorowi, który dał Arrakis w namiestnictwo okrutnym i zwyrodniałym Harkonnenom. Spektakularna insurekcja rozgrywa się na naszych oczach, a zbuntowana społeczność pączkuje w teokratyczne imperium, które w finale w walnej bitwie rzuci wyzwanie feudałowi.

Czytaj więcej

„Oppenheimer” to nie wyjątek: mamy erę bardzo długich filmów. 3 godziny to norma

Gdzie Timothée Chalamet ukrywał swoją charyzmę?

Olśniewa tu niemal wszystko. Zdjęcia Grega Fraisera kontrastujących ze sobą rozgrzanych wydm i zimnych, sterylnych wnętrz pałaców. Wyprzedzająca zmieniające się nastroje muzyka Hansa Zimmera, ale też scenografia i kostiumy. Oraz to co w filmach Villeneuve'a jest niezwykle istotne – reżyseria i montaż dźwięku, który wyrywa i na zmianę wbija widza w fotel.

Scenariusz wzbogacono o humor, którego nieco brakowało w pierwszej części. Sceny batalistyczne i pojedynków na białą broń są obłędne, podobnie jak efekty specjalne i makiety wielkich statków czy pędzących jak pociągi przez pustynię czerwów.

Również aktorstwo imponuje. Reżyser wydobył niespodziewane pokłady charyzmy z Timothée Chalameta. Przemianę jego postaci z niepewnego, wątłego chłopca w silnego, zdecydowanego mężczyznę (ze wszystkimi, także negatywnymi, konsekwencjami tej przemiany) ogląda się z podziwem.

Czytaj więcej

„Pani Kaladanu”: Rodzinny interes

Ale cały drugi plan wchodzi w swoje role rewelacyjnie – Zendaya jako zbuntowana Fremanka oraz Rebecca Ferguson wcielająca się w matkę Paula, pociągającą z cienia za sznurki kapłankę zakonu Bene Gesserit. Błyszczą Javier Bardem i Josh Brolin w rolach mentorów młodego Atrydy. No i czarne charaktery: Stellan Skarsgård jako baron Vladimir Harkonnen i jego siostrzeńcy – ten głupszy Rabban (Dave Bautista) i inteligentniejszy, a zarazem bardziej okrutny Feyd-Rautha Harkonnen (trudny do rozpoznania Austin Butler, wyrastający na gwiazdę wielkiego formatu). Nie dali się też przyćmić pozostałym, mimo mniejszych ról Imperatora i jego córki, Christopher Walken i Florence Pugh. Podobnie jak Léa Seydoux jako Margot, kapłanka z wysokiego rodu.

Kiedy „Diuna 3” i serial „Diuna: Proroctwo”?

Opowieść kończy się w miejscu, z którego można iść jeszcze dalej. Denis Villeneuve chce bowiem kontynuować przygodę z prozą Franka Herberta i wzorem poprzednich wielkich sag domknąć trylogię trzecim filmem (najwcześniej 2027 lub 2026 r.). Trwają też prace nad serialem „Diuna: Proroctwo” (premiera jeszcze w tym roku), za produkcję którego odpowiada kanadyjski reżyser. Jednocześnie 56-latek zapowiada, że na trzecim filmie postawi kropkę.

Oficjalnie los ostatniej części wciąż zależy od przyjęcia i wyników finansowych wchodzącego właśnie do kin obrazu. Tym razem jednak nie ma mowy o jakichkolwiek wątpliwościach, trzeba tylko czekać. I cieszyć się, że twórca o tak niespotykanej wyobraźni i wrażliwości dostaje wielkie budżety na realizowanie swoich wizji.

Przyznaję – wątpiłem, że przyzwyczajona do streamingów publiczność zechce czekać ponad dwa lata na kolejną część urwanej nagle opowieści. Wątpiłem, że literacki język sagi Franka Herberta oraz oryginalny filmowy styl Denisa Villeneuve’a trafi do masowego, młodego widza. Że jest jeszcze miejsce na tak tradycjonalistyczną fabułę. I że „Diuna” AD 2021 ma szansę dorównać innym wielkim trylogiom: „Władcy Pierścieni” czy „Gwiezdnym wojnom”. Wątpiłem nawet w pomysł obsadzenia w głównych rolach gwiazd młodego pokolenia, Timothée Chalameta i Zendayi, zbyt niedojrzałych – jak sądziłem – na kosmiczno-feudalny kostium. Szkoda mi było talentu reżysera, który postanowił na dekadę zakopać się w trącącej myszką fantastyce.

Pozostało 89% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Film
#Dzień 2 - Na szlaku Wilsona
Film
Rusza 17. edycja Międzynarodowego Festiwalu Kina Niezależnego Mastercard OFF CAMERA
Film
Gala Otwarcia Mastercard OFF CAMERA
Film
Marcin Dorociński z kolejną rolą w Hollywood. W jakiej produkcji pojawi się aktor?
Film
Rekomendacje filmowe na weekend: Sport i namiętności
Materiał Promocyjny
Co czeka zarządców budynków w regulacjach elektromobilności?