– Kino umiera, więc próbuję ocalić od zapomnienia jego największych twórców – mówi Peter Greenaway, który lubi robić portrety artystów tak, jak mu podpowiada własna, nieokiełznana wyobraźnia.
„Eisenstein w Meksyku" to historia dziesięciu dni, jakie kultowy rosyjski reżyser spędził w Guanajuato na początku lat 30. W jednej z pierwszych scen głos z offu wyjaśnia: – Nakręcony przez Eisensteina „Październik" na Zachodzie prezentowany był pod tytułem „10 dni, które wstrząsnęły światem". Ten film mógłby się nazywać „10 dni, które wstrząsnęły Eisensteinem".
Propaganda i artysta
– To był nie tylko reżyser, lecz również wielki teoretyk kina, człowiek nieprawdopodobnie utalentowany – twierdzi Greenaway. – Mówił biegle w pięciu językach, kolejnych pięć znał. Był ważną postacią w latach 20. i 30., gdy rodziło się kino artystyczne, jakie dziś oglądamy na festiwalach.
Siergiej Eisenstein był postacią niejednoznaczną. To niezwykły artysta, który przyspieszył rozwój kina. Nie przez przypadek jego propagandowego „Pancernika Potiomkina" o rewolucji 1905 r. kolejne pokolenia krytyków uznają za ważne dzieło w historii sztuki filmowej. Ale to także przedstawiciel rosyjskiego socrealizmu, człowiek, który po podpisaniu paktu Ribbentrop-Mołotow stanął na czele komisji współpracy kulturalnej między Rosją i Niemcami.
Greenaway odniósł się do epizodu z jego życia. W 1929 r. Eisenstein wyruszył w podróż po świecie. Z Moskwy przejechał przez Berlin, Szwajcarię, Paryż, Londyn aż do Nowego Jorku i Hollywood. Po drodze spotykał słynnych artystów tamtych czasów – Jamesa Joyce'a, Jeana Cocteau, Gertrudę Stein, Gretę Garbo, Ericha von Stroheima, Walta Disneya czy Charliego Chaplina.