Film „Świat po pracy” to część projektu badawczego, który prowadzi pan na sztokholmskim uniwersytecie sztuki. Od czego się on zaczął?
Od mojego filmu „Szwedzka teoria miłości”. Zarzucano mi, że Szwecja nie wygląda tak, jak on pokazuje. Ale moim zamierzeniem nie było opisywanie teraźniejszości, tylko pokazanie, co może się za chwilę wydarzyć. Kino dokumentalne zajmuje się zazwyczaj przeszłością i teraźniejszością, a przyszłość jest zmonopolizowana przez s.f. Wyzwaniem było dla mnie znalezienie właściwego sposobu opowiadania o przyszłości przy pomocy formy dokumentalnej. Temat najnowszego filmu – przyszłość pracy – wydał mi się idealnie pasującym do tego wyzwania.
Dokument „Świat po pracy” od piątku do oglądania w naszych kinach
Jednak to już nie jest hipoteza, tylko rzeczywistość, która puka do naszych drzwi.
Rzeczywiście. Wiele się zmieniło od chwili, w której zaczynaliśmy pracę nad filmem, pod koniec 2019 roku. Wtedy wizja technologii zastępującej ludzi wydawała się znacznie bardziej abstrakcyjna niż dziś, zwłaszcza w przypadku zawodów kreatywnych, takich jak pisanie czy tworzenie obrazów. W przeciągu ostatniego półrocza sytuacja zmieniła się diametralnie. Po powstaniu ChatGPT mówi się bez przerwy o zagrożeniu. Wydawało się przecież, że technologia jest udoskonalana, by odciążać nas od pracy albo wyręczać w nudnych zajęciach. Stało się inaczej. Wszyscy o tym mówią i martwią się, chociaż zastępowanie ludzi przez maszyny jest problemem towarzyszącym nam od czasów rewolucji przemysłowej. Dlaczego mimo ogromnego postępu technologicznego z niego nie korzystamy? Od lat 70. XX wieku do dziś produktywność wzrosła dwukrotnie, do pracy wymagającej dawniej 100 osób potrzebnych jest teraz 50, a jednak nie pracujemy dwa razy mniej. Czyżbyśmy byli tak głęboko pogrążeni w ideologii pracy i nie jesteśmy w stanie się wyzwolić? Takie pytania zadawałem sobie podczas tworzenia „Świata po pracy”.