Indiana odmłodzony i genialny Scorsese na festiwalu w Cannes

Tegoroczny konkurs festiwalu jest atrakcyjny, ale na razie dominowały filmy, o których wiadomo, że będą hitami.

Publikacja: 22.05.2023 03:00

Martin Scorsese z liczną ekipą przed pokazem w Cannes swojego filmu „Killers of the Flower Moon”

Martin Scorsese z liczną ekipą przed pokazem w Cannes swojego filmu „Killers of the Flower Moon”

Foto: AFP

Korespondencja z Cannes

Szaleństwo ogarnęło Cannes, gdy po czerwonym dywanie wchodzili do Pałacu Festiwalowego na pokazy specjalne James Mangold z Harrisonem Fordem, a potem Martin Scorsese z Robertem De Niro i Leonardo DiCaprio. Przywieźli tu filmy niekonkursowe.

James Mangold podarował widzom zabawkę. „Indiana Jones i artefakt przeznaczenia” to piąta część serii, którą „Poszukiwaczami zaginionej arki” zaczęli w 1981 roku Steven Spielberg jako reżyser i George Lucas jako scenarzysta. Potem zaproponowali trzy kolejne opowieści o Indianie Jonesie, w których nieodmiennie królował Harrison Ford. Piątą część zrobiła nowa ekipa.

Czytaj więcej

Cannes 2023: Triumf Scorsese, De Niro i DiCaprio

Prawie jak u Spielberga

Film otwiera retrospekcja, w której w czasie II wojny światowej „Indy” walczy z nazistą Jurgenem Vollerem o tarczę Archimedesa, pozwalającą pokonać barierę czasu. Starcie w rozpędzonym pociągu wygląda jak za „starych czasów”. Głównie dzięki technice komputerowej, która pozwoliła Harrisona Forda odmłodzić o kilkadziesiąt lat.

Potem twórcy niczego nie udają. Ford gra odchodzącego na emeryturę profesora archeologii, na którego wykładach studenci zasypiają z nudów. I nawet gdy za sprawą chrześnicy decyduje się znów szukać tarczy Archimedesa, nie udaje, że jest w superformie.

Film jest świetnie zrealizowany. Fani Indiany Jonesa znajdą tu prowadzone w zabójczym tempie sceny walk na lądzie, morzu i w powietrzu, ekwilibrystykę na skrzydłach samolotu, brawurowy pościg po ulicach Tangeru. I fantastyczną sekwencję ucieczki, gdy Jones, galopując na koniu po nowojorskich ulicach, wpada do metra, uciekając przed prześladowcami i przed rozpędzonymi pociągami.

Podobno po pierwszym pokazie dla szefów wytwórni Disneya Steven Spielberg pokłonił się Mangoldowi, mówiąc: „Myślałem, że tylko ja wiem, jak zrobić film o Indianie Jonesie!”. Atutem są również: Ford, Mads Mikkelsen czy Phoebe Waller-Bridge oraz muzyka Johna Williamsa.

Takie filmy 40 lat miały świeżość i budowały finansową potęgę kina. Dzisiaj „Indiana Jones” to już tylko nostalgia. W Cannes publiczność wydawała się seansem znudzona. Techniczna sprawność nie wystarcza. Potrzebny jest dobry scenariusz, sprawne dialogi, jakakolwiek próba odniesienia do problemów, którymi żyjemy.

Natomiast genialny film oparty na książce Davida Granna „Killers of the Flower Moon: The Osage Murders and the Birth of FBI” pokazał 80-letni Martin Scorsese. W głównych rolach wystąpili jego ulubieni aktorzy Leonardo DiCaprio i Robert De Niro, po raz pierwszy razem. Zdjęcia zrobił Rodrigo Prieto.

Fascynujące 206 minut

Miasto Fairfax w Oklahomie, gdzie rozgrywa się akcja, jest miejscem, do którego na mocy układu z rządem trafiło wypędzone plemię Osage. Okazało się jednak, że jałowa, wydawałoby się, ziemia kryje skarb: ropę naftową. Osage stali się nieprawdopodobnie bogaci. Scorsese pokazuje ich domy pełne białej służby, luksusowe samochody z kierowcami, choć ich pieniędzmi zarządzają biali pełnomocnicy, u których muszą się oni tłumaczyć z wydatków.

Do Fairfax zjeżdża grany przez DiCaprio Ernest Burkhart. Urządził się tutaj jego wuj. I właśnie on (Robert De Niro) radzi kuzynowi, by zajął się Mollie – bogatą, młodą kobietą, która mieszka tylko z matką. Ernest osiąga swój cel, ale to nie wystarcza ani jemu, ani wujowi. A w Osage stale dochodzi do zbrodni.

„Killers of the Flower Moon” jest mocną opowieścią o chciwości, o potwornej przemocy, braku skrupułów. Znakomitą kreację tworzy Robert De Niro – chodzący w glorii „króla”, który ufundował w mieście wszystko, a jednocześnie bezwzględnie sam się bogaci, idąc – dosłownie – po trupach. Jeszcze ciekawszy jest DiCaprio jako niejednoznaczny Ernest, który być może naprawdę zakochuje się w Mollie, a jednocześnie niszczy wszystko wokół siebie dla fortuny.

Powstało dzieło, które wciąga, a widz nie czuje, że siedzi przed ekranem 3,5 godziny. Scorsese funduje widzom bolesne studium świata, który zatracił jakiekolwiek poczucie moralności. Rzecz dzieje się w latach 20. XX wieku. Do Osage przyjeżdża też Tom White z niedawno powstałego FBI. To on dochodzi do prawdy o seryjnych morderstwach w mieście. W książce był postacią centralną, na ekranie pojawia się dopiero w drugiej połowie filmu, ale jest postacią znaczącą.

Po oficjalnym pokazie twórcy „Killers of the Flower Moon” dostali owację na stojąco. Ale ważniejsza jest cisza, która panuje w czasie 206 minut projekcji. Przerażenie zbrodnią, chciwością, rozmiarem tragedii. Stary mistrz nie zawiódł, podarował nam wielki film o Ameryce. O świecie.

Film
Mają być dwie nowe „Lalki”. Netflix miał pomysł przed TVP
Film
To oni ocenią filmy w konkursach Mastercard OFF CAMERA 2025!
Film
Lekarz sądowy ujawnił przyczyny śmierci Michelle Trachtenberg
Film
Tom Cruise wraca do Cannes w kolejnej serii przygód agenta Ethana Hunta
Materiał Partnera
Konieczność transformacji energetycznej i rola samorządów
Film
Zmarła Jadwiga Jankowska-Cieślak, pierwsza polska aktorka nagrodzona w Cannes