"Mężczyzna imieniem Otto"
Reż.: Marc Forster
Wyk.: Tom Hanks, Rachel Keller
Otto ma około sześćdziesiątki, ale czuje się starszy. Niedawno pochował żonę, z którą spędził wiele lat. I stracił ochotę do życia. Próbuje popełnić samobójstwo. Tyle, że zawsze coś mu w ostatniej chwili przeszkadza.
„Człowiek imieniem Otto” jest remake’iem szwedzkiego filmu Hannesa Holma z 2015 roku. Otto, podobnie jak jego szwedzki poprzednik Ove, jest starym tetrykiem, stale coś ma komuś za złe, goni koty sąsiadów, nie pozwala parkować samochodów przed swoją posesją. Tak jest do chwili, gdy do pobliskiego domu wprowadza się małżeństwo imigrantów z dwiema córeczkami. Pogodna i radośnie nastawiona do świata sąsiadka, nie zważając na humory Otto, zaczyna się do niego zbliżać.
W zgorzkniałym człowieku powoli, bardzo powoli, coś zaczyna się przełamywać. Nawet jeśli nie chce się do tego przyznać przed sobą, życie się do niego uśmiecha. Na zgliszczach wszystkiego, co stracił, powstaje nowa wartość.
Amerykański remake nakręcił Marc Forster, a w roli tytułowej wystąpił Tom Hanks. Oczywiście świetny jak zawsze. Tyle, że patrząc na niego trudno uwierzyć w zrzędliwy charakter Otta. Właściwie od razu wiadomo, że to fajny facet, który na dnie serca ma dużo empatii i przyjaźni do świata. Sympatyczny film, a Tom Hanks, bardziej niż z tetrykiem kojarzący się z Gumpem, zawsze jest klasą dla siebie.
"Chleb i sól"
Reż.: Damian Kocur
Wyk.: Tymoteusz Bies, Jacek Bies
Prowincjonalne miasto. Blokowisko. Trudne życie i brak perspektyw. Tymoteusz wyrwał się stąd. Studiuje w Warszawskiej Akademii Muzycznej, wygrywa konkursy, wkrótce ma wyjechać na stypendium do Dusseldorfu. Przyjechał do domu tylko na wakacje. Jego młodszemu bratu, Jackowi, nie udało się. Właśnie oblał egzaminy na tę uczelnię. Od kilku miesięcy nie podchodzi do pianina, a jeśli nawet to po to, by zrobić muzyczne tło kumplom, hip-hopowcom. Zapracowana matka, ojciec gdzieś daleko. Zadzwoni raz na pół roku. Albo nie.
Przyjazd do miasta to dla Tymka powrót do świata, jaki już za sobą zostawił. Dzień podobny do dnia. Latające w powietrzu „jebane, pierd... kur...” jako dowód siły i luzu. Ferajna i nuda, którą trzeba jakoś zabić. Kąpiel w w pobliskiej rzece. Buła i browar w otwartym niedawno kebab-barze prowadzonym przez dwóch emigrantów.
Siłą „Chleba i soli” jest prawda. Właśnie ona jest wielką wartością filmu. Reżyser nie ocenia, nie potępia. Portretuje ludzi stworzonych przez osiedle prowincjonalnego miasta, w którym marzeniem staje się wyjazd do roboty do Norwegii.
Ale „Chleb i sól” to coś więcej niż obyczajówka. To również wiwisekcja społecznych układów, mocny film o dzisiejszej Polsce. „Czy powitali was tu chlebem i solą?” - pyta Tymek dwóch Arabów, którzy prowadzą osiedlowy bar z kebabami. Ale przecież, choć ich buda staje się miejscem spotkań miejscowego koleżeństwa, oni sami są „inni”, „gorsi”. Kocur mówi o pogardzie dla obcych, nietolerancji i narastaniu nienawiści, która w każdej chwili może wybuchnąć i doprowadzić do tragedii.
W „Chlebie i soli”, podobnie jak w krótkich filmach Damiana Kocura”, nie ma żadnego wydumania, kunktatorstwa. Czuje się, że 40-letni reżyser niesie swój własny bagaż doświadczeń i umie patrzeć na świat z perspektywy tzw. zwyczajnych ludzi. Ciekawa obietnica na przyszłość.
"Pokusa"
Reż.: Maria Sadowska
Wyk.: Helena Englert, Piotr Stramowski, Andrea Preti, Piotr Głowacki
Thriller erotyczny nie jest gatunkiem łatwym, a polskie kino ma tutaj ostatnio dość traumatyczne doświadczenia. Cykl „365 dni” osiąga wprawdzie rekordy oglądalności w Netfliksie, ale poziom reprezentuje dość tragiczny i zasłużenie zbiera Złote Maliny dla najbardziej żenujących przedsięwzięć filmowych. „Pokusa” Marii Sadowskiej też jest thrillerem erotycznym. Reżyserka „Dziewczyn z Dubaju” posunęła się tym razem o krok dalej. Bohaterką jej filmu jest Inez - dziewczyna z prowincji, która za wszelką cenę chce zrobić karierę jako „dziennikarka”. Kiedy trafia do serwisu plotkarskiego o życiu gwiazd ekranu i sportu, wydaje jej się, że złapała Pana Boga za nogi. Zwłaszcza, że przestaje parzyć kawę, a dostaje pierwsze „zadanie” rozpracowania znanego piłkarza – bon vivanta. W sprawę zamieszany jest jeszcze szef Filip, z którym Inez rozmawia po angielsku tak, jakby pół życia spędziła w Londynie albo w Nowym Jorku. Poza tym dziewczyna jest zdeterminowana, by robić karierę. Za wszelką cenę. A jaką – wiadomo. Staje się obiektem gry. No ale cóż, za to – ubrana jak gwiazda - wyjeżdża służbowo do Cannes. Całość jest jeszcze zanurzona w świecie portali, influencerów, liczeniu followersów. Łącznie idiotyczny bzdet, obraz upadku „dziennikarstwa” i kompletnej degrengolady świata. Szkoda na to talentu Marii Sadowskiej, która jest świetna warsztatowo, ale po społecznym, ciekawym „Dniu kobiet” i przekonującej „Sztuce kochania”, zaczęła niebezpiecznie iść w stronę coraz mniej wymagającej komercji. W „Pokusie” jest też dobre trio aktorskie: Piotr Stramowski, Andrea Preti, a przede wszystkim intrygująca Helena Englert, do którego dołączają Piotr Głowacki i Joanna Liszowska. Tylko co z tego, skoro scenariusz napisany na podstawie własnej książki przez Edytę Folwarską wszystkich ich wtłacza w filmowe bezguście.