Wchodząc w rolę adwokata diabła, można szukać pokrętnego tłumaczenia, że tak naprawdę sezon trzeci „Squid Game” jest grą z metanarracją. Że miał być zabawą z widzami, miał zagrać na ich oczekiwaniach. Chcieliście gry, to ją macie, bo wy też jesteście uczestnikami. Byłaby to jednak nadinterpretacja, bo nic na to nawet nie wskazuje.
Pierwszy mój niepokój, w którą stronę idzie ta koreańska historia, zasiała w moim sercu informacja, że powstaje teleturniej Netfliksa inspirowany „SG”. Ale dopiero gdy jedna z sieci fast foodów wypuściła inspirowane serialem zestawy potraw, stało się jasne, że serię spotkał los Che Guevary. Rewolucja, która stała się gadżetem w świecie pieniądza.
Co tu się tak właściwie stało? Nie da się opowiedzieć o „Squid Game”, ocenić jego wymiaru społecznego i kulturowego oraz rewolucji (czy raczej regresu), jaka miała miejsce, bez zdradzenia całości fabuły wszystkich trzech sezonów. Lojalnie ostrzegam zatem, że zdradzam wszystkie najważniejsze wydarzenia i zwroty akcji.
Czytaj więcej
Nie musimy uważać, że koreański serial dostarczył nam słusznych odpowiedzi w wielu kwestiach, ale...
Co było najważniejsze w pierwszym sezonie „Squid Game”? Serial Netfliksa szokował na każdym kroku
Kiedy w 2021 r. na Netfliksie wchodził pierwszy sezon serialu, okazał się powiewem świeżości. Brutalnym, surowym i bezkompromisowym koreańskim kinem. Otóż koncept jest tyleż prosty, co brutalny: 500 ludzi, którzy z jakiegoś powodu znaleźli się na marginesie, dostaje możliwość zdobycia niebotycznej fortuny poprzez udział w grze. Ta zaś jest tyleż prosta, co bezlitosna: przeżywają tylko ci, którzy są bezwzględni, bo gra okazuje się grą o śmierć i życie. W jej trakcie uczestnicy są zmuszeni do coraz trudniejszych wyborów, które wystawiają ich człowieczeństwo na próbę.