"Plan B": Kino przyjazne widzom

W „Planie B” Kinga Dębska ?przypomina, że każdy zakręt można pokonać.

Aktualizacja: 01.02.2018 17:00 Publikacja: 01.02.2018 16:37

Foto: Ola Grochowska/Next Film

Idąc na „Plan B”, byłam w podłym nastroju. Wyszłam z kina uśmiechnięta. Taką siłę i energię ma ten film. Kinga Dębska znalazła receptę na „kino środka”: wciągające, przyjazne dla widza, a jednocześnie profesjonalnie zrealizowane, na dobrym poziomie artystycznym. Po poruszających „Moich córkach krowach” pokazuje kolejny film o ludziach, którzy muszą stawić czoła życiu.

 

– Miałam potrzebę, żeby opowiedzieć o uczuciach, niekoniecznie zresztą w sosie romantyczno-komediowym – mówi „Rzeczpospolitej”.

Sięgnęła po opowieść wielowątkową. Młoda dziewczyna nie może ułożyć sobie życia przez zaborczego, wymagającego ojca. Facet wychodzi z więzienia po drobnej odsiadce i okazuje się, że nie ma do kogo wrócić. Czterdziestokilkuletnia pracownica naukowa, którą łączy późna, ale spełniona, miłość z żonatym profesorem, przeżywa tragedię, gdy ukochany ginie w wypadku. Ma jednak jeszcze dość siły, by powstrzymać przed samobójstwem młodą sąsiadkę, na której uczuciach znów ktoś zagrał bezlitośnie.

Bohaterka innego wątku – matka, wiolonczelistka, która pewnie kiedyś poświęciła karierę dla rodziny, żegna córkę wyjeżdżającą na studia za granicę, a za chwilę się dowiaduje, że mąż odchodzi do innej kobiety.

Wszyscy oni są na zakręcie, wszystkim wali się życie. „Plan B” oparty jest się na pomyśle Karoliny Szablewskiej, autorki scenariuszy m.in. pierwszej części „Listów do M.” i „Po prostu przyjaźń”.

– Jej tekst mnie zaintrygował i zainspirował, bo każdy z nas jakoś boryka się z uczuciami – mówi Dębska. – Ale zarówno autorka, jak i producent pozwolili mi w niego zaingerować, więc film jest w dużej mierze „mój”. Mam nadzieję, że widzowie znajdą tu kogoś bliskiego. Ja jestem w stanie odnaleźć się po trochu w każdym z bohaterów.

Aprobacja świata

Kinga Dębska potrafi dostrzec dramaty w codzienności, a jej bohaterowie są bardzo zwyczajni. – Bo jestem trochę oldskulowa. Nie wiem, czy walczące feministki byłyby ze mnie zadowolone. Mówię o rodzinie, o potrzebie miłości, o tym, że wartością jest drugi człowiek – śmieje się reżyserka. Czasem też zwierzę. Wypuszczonego z więzienia Mirka od całkowitego załamania ratuje przecież pies przybłęda. Przypomina się spisana w „Rynku” opowieść Kazimierza Brandysa o jego wielkim psie, który obronił przed chuliganami garbuskę, a ona mu podziękowała: „Dzięki niemu uwierzyłam w człowieka”.

W „Planie B” jest też aprobata świata i tolerancja. Dębska nikogo nie oskarża, nie wini. Z równą sympatią potrafi spojrzeć na żonę i na kochankę. Obie mogą zachować się pięknie. Mąż odchodzący po latach też nie jest bestią. Ludzie błądzą, cierpią, ale potrafią zdobyć się na empatię i siłę. – A ja ich wszystkich lubię – tłumaczy reżyserka.

Przede wszystkim zaś jej bohaterowie są prawdziwi, bo też ona ma znakomite ucho do dialogów. Nic dziwnego, że w jej filmach chcą grać najlepsi. Z Kingą Dębską pracują tacy aktorzy, jak: Kinga Preis, Dorota Kolak, Edyta Olszówka, Roma Gąsiorowska, Marcin Dorociński, Marian Dziędziel. Odkryciem filmu jest Małgorzata Gorol, którą wkrótce zobaczymy też w „Twarzy” Małgorzaty Szumowskiej.

A sekret powodzenia tkwi również w optymizmie. W filmach Kingi Dębskiej nie ma lukru, ale ani „Moje córki krowy”, ani „Plan B” nie są obrazami depresyjnymi. Jest afirmacja życia, wiara w człowieka i nadzieja, bo też reżyserka przyznaje, że chciałaby, aby kino było dla widzów radością.

Długa droga na ekran

Nie marzyła od dziecka, żeby robić filmy. Kinga Dębska mogła zostać sportsmenką, bo uprawiała lekkoatletykę. Albo tłumaczką – skończyła japonistykę, mówi też biegle w kilku innych językach. Przeszła przez dziennikarstwo, pracowała w telewizji, dla gazet robiła wywiady z gwiazdami kina. Ale wciąż szukała, chciała robić coś własnego.

Zaczęła myśleć o filmie. Nie mogła sobie jednak pozwolić na kolejnych kilka lat w pełni stacjonarnych studiów. Była już wtedy po trzydziestce, miała córkę, którą po rozwodzie z mężem sama wychowywała. Zapisała się więc do weekendowej Camerimage Film School, potem zdała na policencjackie studia w czeskiej FAMU. Pracowała w Polsacie, w ciągu trzech dni przygotowywała kilkanaście materiałów, po czym jechała do Pragi i była studentką.

Kinowy debiut fabularny „Hel” zrealizowała jako czterdziestolatka. – Nie żałuję, że tak późno – twierdzi.– Dorosłam jako człowiek. Ja chyba po prostu chadzam obwodnicami. Musiałam pożyć. Rozmaite doświadczenia błędy, to wszystko jest we mnie, to mój kapitał. Są twórcy, którzy od wczesnej młodości robią filmy, Orson Welles, Xavier Dolan, Janek Komasa. Ja potrzebowałam czasu.

Dzisiaj jest na fali. „Moje córki krowy” obejrzało w kinach 740 tysięcy widzów, jej książka pod tym samym tytułem stała się bestsellerem. Mąż, producent filmowy Zbigniew Domagalski, wiernie sekunduje jej w pracy. Dorosła córka jest dobrze zapowiadającą się aktorką.

Spokój i sukcesy jej samej jednak nie zmieniły: nadal jest bezpośrednia, otwarta na świat. Wrażliwość pozwala jej dostrzegać problemy innych ludzi. I trafiać w nastrój czasu.

„Jeszcze w zielone gramy, jeszcze nie umieramy” – tę piosenkę Wojciecha Młynarskiego śpiewa na ekranie Daria Zawiałow. Cóż, nie zawsze mamy w życiu „plan B”. Więcej: najczęściej go nam brakuje. Ale możemy jeszcze odbić się od dna. Fajnie, że ktoś nam o tym przypomina.

Idąc na „Plan B”, byłam w podłym nastroju. Wyszłam z kina uśmiechnięta. Taką siłę i energię ma ten film. Kinga Dębska znalazła receptę na „kino środka”: wciągające, przyjazne dla widza, a jednocześnie profesjonalnie zrealizowane, na dobrym poziomie artystycznym. Po poruszających „Moich córkach krowach” pokazuje kolejny film o ludziach, którzy muszą stawić czoła życiu.

– Miałam potrzebę, żeby opowiedzieć o uczuciach, niekoniecznie zresztą w sosie romantyczno-komediowym – mówi „Rzeczpospolitej”.

Pozostało 91% artykułu
1 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Film
Festiwal w Cannes z cieniem #metoo. Mają paść poważne oskarżenia wobec gigantów
Film
Piotr Adamczyk gra mafioso. Kiedy odmawiał grania playboyów, uratowała go Ameryka
Film
Cannes 2024: Coppola, Lanthimos i „Furioza. Saga Mad Max” powalczą o Złotą Palmę
Film
Nie żyje Roger Corman, "król filmów klasy B"
Film
Rekomendacje filmowe na weekend: Stara Anglia, Sudan i miasto bogów