Reedycja „Toy Story” wiąże się z przygotowaniami Pixara do letniej premiery „Toy Story 3” w trójwymiarowej technologii. Wcześniej studio chce przypomnieć widzom poprzednie części cyklu. Oczywiście również w 3D. Płyta z „Odlotem”, dziesiątą fabułą wytworni, trafiła do sklepów tuż po ogłoszeniu nominacji do tegorocznych Oscarów. Film ma szansę na pięć statuetek, w tym - za najlepszy obraz roku.
[srodtytul] Przetarcie szlaku[/srodtytul]
„Toy Story” powstało 15 lat temu. W kinie familijnym rządził wówczas Disney, a sukcesy kasowe jego filmów rysunkowych (m.in. „Króla lwa” z 1994 roku i „Pocahontas” z 1995) utwierdzały koncern, że złota era kredki i ołówka będzie trwać długo. Pixar nie zamierzał walczyć z gigantem familijnej rozrywki. Zawarł z nim układ. Zachował artystyczną kontrolę nad projektami, ale oddał mu dystrybucję.
Na „Toy Story” szefowie Disneya patrzyli sceptycznie. Byli przyzwyczajeni do formuły musicalu, a tymczasem reżyser John Lasseter zaproponował pastiszową opowieść o ożywionych zabawkach. W dodatku drogą. „Toy Story” przygotowywało 110 osób pracujących na 117 komputerach, co pochłonęło 30 milionów dolarów.
Film zarobił ich ponad 350. Otrzymał Oscara za prekursorskie osiągnięcia w dziedzinie animacji. Zdobył również nominację za scenariusz oryginalny. Okazało się, że widzów i krytyków zafascynowała trójwymiarowa animacja, pozwalająca uzyskać bardziej realistyczny rysunek postaci, ciekawszą fakturę obrazu. Tradycyjna kreska straciła swój czar.