Film wyprodukowany przez U2 otwiera nową erę kinowego szaleństwa.
Oglądałem pokaz przedpremierowy w pustej sali, ale jestem pewien, że gdy po premierze zapełni się widzami – atmosfera w kinie będzie równie gorąca jak na stadionie. "U2 3D" to szansa przeżycia koncertu "Vertigo" dla osób niemających pieniędzy na bilety lub obawiających się tłumu. Ci zaś, którzy oglądali show w Chorzowie z korony Śląskiego, widzieli Bono na telebimach. Teraz mogą zobaczyć każdy por jego skóry, każdą kroplę potu, która jest dowodem na to, że wciąż daje z siebie wszystko.
To powód do radości, bo gdy przed laty organizował megawidowisko "Zoo TV", przedstawiał się jako megaidol i McFistofeles świata multimediów. Autoironia świadczyła, że ma świadomość, iż zabrnął w ślepy zaułek gwiazdorstwa, ale nie ratowała go z opresji. Wielu z nas uwielbia najnowsze płyty U2, jednak zachwyt nie wycisza obaw, że wokalista odleciał w świat wielkiego biznesu i polityki. "U2 3D" wzbogaci oczywiście kasę zespołu o kolejne miliony, ale jednocześnie przekonuje, że muzyka Irlandczyków wciąż płynie prosto z serca. Sam fakt, że zgodzili się na udział w pierwszym trójwymiarowym filmie koncertowym, świadczy, że nie boją się oceny najsurowszych fanów.
Oczami kamer wirujących ponad głowami muzyków widzimy z bliska wybuch rockowego gejzeru podczas odliczania uno, duo, tres, gdy koncert w Buenos Aires rozpoczynają "Vertigo" i "Beautiful Day". Ale także pokryte farbą włosy Bono, który musi być szpakowaty jak basista Adam Clayton, a już na pewno jest znacznie od niego niższy, czego nie lubi, bo niski wzrost nadrabia wysokimi butami i wielkim sercem.
Zaskoczył mnie filmowy obraz perkusisty Larry'ego Mulle- na. Zazwyczaj znajduje się na ostatniej linii rockowego natarcia, teraz mogłem zajrzeć mu do bębnów, czyneli, listy pio- senek i szklanki z mocno schłodzonym napojem, przede wszystkim jednak w oczy – mądre i skupione, jakby grał pod- czas mszy. Równie miło było patrzeć, gdy walił w werbel na wybiegu otoczony tysiącami fanów. Edge, skrywając łysinę pod charakterystyczną czapeczką, wspaniale wykonuje majestatyczne riffy "Sunday Bloody Sunday" i hendriksowskie solo podczas "Bullet the Blue Sky".