[b]Czy był pan szmuglerem w PRL-u?[/b]
Nie. Byłem tylko odbiorcą szmuglu. Czyli sprzętu poligraficznego.
[b]Skąd go pan dostawał?[/b]
W latach 70. nawet nie próbowałem sprawdzać. Im mniej się wiedziało tym było lepiej, zwłaszcza w razie wpadki. Z prośbą o zakup zwróciliśmy się do kilku organizacji działających zagranicą. Sprzęt dostaliśmy od Rządu Polski na Uchodźstwie w Londynie, do którego zresztą nie zwracaliśmy się. Ale pierwsze powielacze dojechały do nas z Paryża via Lublin dzięki Piotrowi Jeglińskiemu. Jaką drogą dotarły, dowiedziałem się dopiero w latach 90. Wtedy mieliśmy tylko informacje, że jest do odebrania powielacz, matryce, farby. Wiedziałem natomiast, że pierwsze matryce białkowe przyjeżdżały do nas z Japonii. Zorientowałem się po oznakowaniach „krzaczkami” - Chińczycy czy Koreańczycy raczej by nie wsparli naszej działalności. Jednym z pośredników był polski Japończyk. Ale to już inna historia.
[b]Film opowiada, że najkorzystniejszy kanał przerzutowy wiódł przez granice Szwecji.[/b]