Na ekranie nie ma seksu, alkoholu ani narkotyków – nie licząc jednej chmurki marihuanowego dymu. Wedle stereotypów zespół, który w ten sposób podsumowuje 20 lat działalności, musi być nudny. Tymczasem jest znakomity, również dlatego, że zasłużył na miano najuczciwszego w historii rocka.
Historia Pearl Jam sportretowana przez Camerona Crowe'a, dzieli się na dwa etapy wyznaczone hasłem "Nie!" i pytaniem "Co?". "Nie" grupa z Seattle powiedziała Ticketmasterowi, rekinowi amerykańskiego show- -biznesu, monopoliście sprzedającemu bilety do większości obiektów koncertowych. Zażądała, by bilety dla fanów nie kosztowały więcej niż 20 dolarów, i broniła stanowiska przed sądem antymonopolowym.
Koszt był wysoki. Pearl Jam stracił dostęp do hal, nie mógł zagrać w rodzinnym Seattle. Musiał organizować występy poza miastami, co wymagało dużych nakładów. Muzycy nie dali się złamać, chociaż okres Anti-Ticketmaster Tour o mały włos nie zakończył się rozpadem formacji. Wcześniej Pearl Jam zrezygnował z usług MTV, odmówił kręcenia wideo i udzielania wywiadów.
W tej części filmu ważną rolę gra Kurt Cobain. Po sukcesie debiutanckiego albumu "Ten" lider Nirvany zarzucił Pearl Jam, że się sprzedał. Członkowie zespołu byli oburzeni. Po latach gitarzysta Stone Gossard przyznaje, że dzięki krytyce pozostali sobą i przetrwali niejeden kryzys. A dziś, nie mając umowy z żadnym koncernem, fantastycznie funkcjonują na rynku koncertowym. Byłoby pewnie inaczej, gdyby nie to, że w przeciwieństwie do innych gwiazd każdego wieczoru zmieniają repertuar. Fani to uwielbiają.