W tym roku najlepsze teledyski opowiadają o tym, co w mniejszości, marginalne i wykluczane. Kiedy MTV nagrodę dla teledysku roku przyznaje Rihannie i „We Found Love", plastikowej fantazji na temat Sida i Nancy, bydgoski Festiwal Camerimage nagradza teledyski, które (dosłownie) zabijają Lady GaGę i przywracają do życia poezję.
Niedobrzy chłopcy
Romain Gavras to jeden z najbardziej utalentowanych reżyserów ostatniej dekady. Po raz pierwszy dał się poznać szerszej publiczności teledyskiem do „Stress" Justice, w którym z werystyczną precyzją pokazał gniewne imigranckie przedmieścia Paryża. Każdy jego teledysk to przyczynek do dyskusji o tym, jak popkultura potrafi zareagować na najbardziej dojmujące kwestie polityczne i społeczne, a na ile je zbanalizować. Nie dają się łatwo zakwalifikować ani jako sztuka, ani jako rozrywka. Czy to impertynencja ze strony Gavrasa, czy może raczej jego odwaga? W tym roku wypowiedział się za pomocą dwóch klipów – do „Bad Girls" M.I.A. oraz do „No Church inthe Wild" Kanye'go Westa i Jaya-Z. Gavras po raz pierwszy spotkał się z córką członka Tamilskich Tygrysów przy pracy nad „Born Free" (gdzie pokazał absurdalność społecznego wykluczenia i wynikającej z niej przemocy). „Bad Girls" był już bardziej popowy, lżejszy, ale nie mniej prowokujący – to fantazja o dziewczyńskiej gangsterce rozgrywająca się na irackiej pustyni. W tym postapokaliptycznym krajobrazie M.I.A. tańczy na tle płonących beczek z ropą, a jej koleżanki przeładowują swoje kałasznikowy. Ścigają się w starych sedanach po pustynnych bezdrożach, wykonując nimi zaprzeczające prawom grawitacji ewolucje. Nagradza je oklaskami męska publiczność, która z pozostałości rurociągu zrobiła sobie trybunę. To traktat o kolonializmie Zachodu, wojnie z terroryzmem, feminizmie i seksie. „No Church in the Wild" to z kolei odpowiedź Gavrasa na ruch Occupy i londyńskie zamieszki. Jego wizja demonstracji jest kunsztownie nakręcona i podniecająca – kojarzy się ze scenami demonstracji otwierającymi film „Baader Meinhof Komplex" w reżyserii Uli Edela – jednak podobnie jak ten obraz jest mocno etycznie wątpliwa.
Ten brutalny, ale wyestetyzowany teledysk, przywołujący typową ikonografię zamieszek (pałki, psy, race, płonące samochody, konne szarże, zasłonięte twarze) służy bowiem promocji dwóch najbogatszych tuzów amerykańskiego hip-hopu, z których jeden przyszedł na demonstrację do Zugotti Park z wielkim złotym łańcuchem na szyi, a drugi wypuścił serię koszulek „Occupy Wall Street – Occupy All Streets". Lepiej, gdy ci panowie szarżują po parkingu w fajnej furze i reżyseruje to Spike Jonze – jest lekko, bezpretensjonalnie i bez ściemy (Kanye West, Jay-Z „Otis"). W „No Church in the Wild" Gavras zglamouryzował ruch i jego protest, zanim ten zdążył jeszcze realnie zmienić rzeczywistość – wizualnie doładował sprzeciw wobec systemu, ale politycznie go wykastrował. Na zarzuty Gavras odpowiada jednak z przekąsem: „Gdybym chciał zrobić coś naprawdę kontrowersyjnego, zaangażowałbym do tego dziwki i nazistów".
Pocztówki z getta
Die Antwoord to niezbędny popkulturze do życia pierwiastek wariactwa nie tylko w muzyce, ale także w sferze wizualnej. Każdy ich teledysk ma parę milionów odsłon na YouTube – i każdy jest tego wart. W wyjątkowo mądry, śmieszny i prowokujący sposób (który szczególnie cieszy wielbicieli estetyki magazynu „Vice") mieszają ze sobą zachodnie i południowoafrykańskie wpływy, nie stroniąc od precyzyjnie używanej tandety. Feeria absurdu, sztuki nowoczesnej i lokalnej trashowej subkultury Zef, pomysłów w stylu Jackassa i scenografii, której nie powstydziłby się David LaChapelle.
W tym roku pokazali się z trzema godnymi uwagi klipami – dwa z nich zostały wyreżyserowane pospołu przez Terence'a Neala i Ninję. Pierwszy to „Baby's on Fire", opowieść o rodzinie Antwoordów, którzy żyją spokojnie w pastelowym domku na przedmieściach. Jedyne, o czym myśli Yo-Landi, to pójść do łóżka z chłopcem. Ninja, który w teledysku gra zazdrosnego brata, myśli wyłącznie o tym, jak tego chłopca unieszkodliwić. Pytani o inspiracje, odpowiadają: „Buffalo 66", „Zmierzch" i „E.T.". Drugi klip to „Fatty Boom Boom", czyli satyra na globalną rozrywkę i zachodni kolonializm. Jej główną bohaterką i ofiarą jest Lady GaGa, która wybiera się na wycieczkę do RPA. W międzyczasie Yo-Landi przemalowana „na Murzynkę" i Ninja przemalowany na angielskiego kibica piłki nożnej śpiewają o tym, że raperów interesują już tylko kasa i seks.