Na bardzo rozchwianym rynku i przy dużych, nienotowanych w tym miesiącu, obrotach (2,5 mld zł) główny wskaźnik giełdy WIG20 stracił wczoraj na zamknięciu sesji 0,86 proc. Zdołał tym samym odrobić część strat z dnia, które w pewnym momencie przekraczały już 3 proc. Fakt, że popyt pojawił się w okolicach 3400 pkt, co jest poziomem wsparcia dla indeksu, może być zapowiedzią jego obrony na najbliższej sesji.

Przez większą część wtorkowej sesji w niełasce znajdowały się mniejsze spółki. W końcówce dnia pojawili się chętni do zakupów, ale ostatecznie nie udało się wyprowadzić mWIG40 na plus (stracił 0,15 proc.). Jednak główną przyczyną złych nastrojów na rynku jest sytuacja zewnętrzna. Pojawiły się obawy związane ze zjawiskiem tzw. stagflacji w gospodarce amerykańskiej, czyli sytuacji, gdy w warunkach rosnącej inflacji mamy do czynienia ze stagnacją w gospodarce. To wyjątkowo niekorzystne zjawisko, które może zaszkodzić akcjom, również polskim. Europejskie giełdy starały się wczoraj odrobić dotkliwe straty z dnia poprzedniego. Nie przeszkodziło w tym fatalne zamknięcie poniedziałkowej sesji w USA. Indeksy rosły po 0,7 proc., w czym największy udział miały spółki motoryzacyjne. Ponieważ znaczna część ich zysków generowana jest z eksportu, branży pomógł umacniający się na świecie dolar. Indeks sektora zyskał ponad 2 proc. Po drugiej stronie znalazły się spółki spożywcze. Branżę pociągnął w dół szwajcarski Nestle, któremu dwa banki obniżyły rekomendacje.

Ogólnie sytuacja nie wygląda dobrze. Napięcie związane z trudnościami na rynku nieruchomości w USA coraz bardziej będzie wpływać na światową gospodarkę. W opublikowanym we wtorek raporcie Komisja Europejska przyznała, że zamieszanie na rynkach finansowych zaczęło już negatywnie wpływać na sektory gospodarki spoza finansów.