Według badań resortu pracy jeszcze w 2007 roku, gdy polski wzrost gospodarczy sięgał 6,5 proc., praca w szarej strefie była zwykle dobrowolnym wyborem pracownika, a nie rezultatem braku legalnych miejsc pracy i biedy.
[srodtytul]Przybywa powodów[/srodtytul]
Teraz – w sytuacji gwałtownie rosnącego bezrobocia – sytuacja może się diametralnie zmienić. Inna będzie nie tylko motywacja osób pracujących w szarej strefie, ale również jej skala. Zdaniem ekonomistów można spodziewać się, że jej wartość wzrośnie wkrótce z 15 do 16 proc. PKB, co da kwotę ok. 200 mld zł. – Firmy mają coraz więcej powodów do ukrywania dochodów czy skali zatrudnienia, dlatego w czasach kryzysu można przewidywać wzrost szarej strefy – mówi prof. Witold Orłowski, główny ekonomista PricewaterhouseCoopers.
Szara strefa na poziomie 15 proc. PKB to ostatnie szacunki Komisji Europejskiej. Wcześniej – w 2006 r. GUS oceniał skalę zjawiska na 15,9 proc. – bez stosownych dokumentów pracowało około miliona osób. Sytuację poprawiła jednak masowa emigracja zarobkowa Polaków, m.in. na Wyspy Brytyjskie.
Skalę zjawiska badała m.in. Państwowa Inspekcja Pracy. Jej inspektorzy szukali w firmach nielegalnych form zatrudnienia lub nielegalnej pracy zarobkowej – i w 2008 r. znaleźli je w co piątej z kontrolowanych firm. Inny sposób zastosowało Centrum Badania Opinii Społecznej, ale też tylko zbliżyło się do prawdy. – Ludzie niechętnie się przyznają do pracy w szarej strefie, nawet jeśli pytamy o to delikatnie, a nie w bezpośredni sposób – mówi Michał Wenzel z CBOS.