Osiągnąłem wszystko, teraz chcę pomóc innym

O pieniądzach, pracy na budowie, zawodowej karierze na bokserskim ringu oraz doświadczeniach w biznesie opowiada były mistrz świata w boksie

Publikacja: 23.04.2010 02:52

Osiągnąłem wszystko, teraz chcę pomóc innym

Foto: Fotorzepa, BS Bartek Sadowski

[b]"Rz":[/b] Czy sportowcy mają duże szanse, by zostać dobrymi biznesmenami?

[b]Dariusz Michalczewski:[/b] Sportowcy są zazwyczaj ludźmi bardzo wytrwałymi w dążeniu do celu. Nie poddają się, a co najważniejsze – umieją oszacować ryzyko i koszty z nim związane. Wszyscy wiemy, że im ryzyko większe, tym smak zwycięstwa lepszy.

[b]W jakiej mierze doświadczenie ze sportu da się wykorzystać w biznesie? Zdarza się, że sportowcy szkolą menedżerów. Czego mógłby nauczyć ich pan?[/b]

Wiele razy uczestniczyłem w spotkaniach firmowych, w czasie których przekazywałem menedżerom doświadczenie zdobyte w trakcie kariery sportowej. Przekonywałem, że nie tylko talent jest ważny. Niesamowicie istotny jest przede wszystkim upór, dążenie do wyznaczonego celu, determinacja, wiara w sukces, cierpliwość, ale przede wszystkim zasady i szacunek do drugiego człowieka.

[b]A pan ma jakichś biznesowych guru? [/b]

Zawsze podziwiałem ludzi, którzy dorobili się dużych pieniędzy, a pozostali normalnymi i otwartymi ludźmi. Ja również, mimo że byłem jednym z najlepszych i najbardziej utytułowanych sportowców na świecie, starałem się pozostać sobą. Tak samo dobrze traktuję prezesa dużej firmy, jak i pana, który w niej sprząta. Zawsze podziwiałem za to m.in. Jana Wejcherta i Zygmunta Solorza, którzy stworzyli prawdziwe imperia medialne. A zaczynali tak jak ja: niemal od zera.

[b]Pieniądze są ważne? [/b]

Pieniądze szczęścia nie dają, ale są bardzo istotne w życiu. Po prostu trzeba je mieć, by móc spokojnie i dobrze żyć, móc utrzymać rodzinę. Dają nie tylko poczucie bezpieczeństwa, ale i szansę na rozwój. Tylko trzeba mieć pomysł, co z nimi dalej zrobić. W czasie kariery sportowej zawsze walczyłem z najlepszymi, dzięki czemu po pewnym czasie miałem największe stawki za walki. I to pozwoliło mi działać później poza sportem.

[b]Pamięta pan pierwsze duże zarobione pieniądze? [/b]

Pierwsze duże pieniądze zarobiłem, podpisując kontrakt z klubem Czarni Słupsk w 1987 r. Było to 1,5 mln ówczesnych złotych. Od razu zamieniłem wszystko na niemieckie marki, które później były mi potrzebne na start w Niemczech. Jednak ta kwota nie wystarczyła mi tam na długo.

[b]Zdarzyło się, że musiał pan pracować na budowie...[/b]

Po wyjeździe do Niemiec musiałem zaczynać od początku. Żeby móc trenować, musiałem pracować w warzywniaku czy właśnie na budowie. Po pracy biegłem na trening. Nauczyło mnie to wytrwałości i wiary, że jeśli się czegoś naprawdę pragnie, to nie ma żadnych granic. Od małego wiedziałem, że chcę być najlepszy. Byłem mistrzem spartakiady, później mistrzem Polski, by w końcu osiągnąć sam szczyt i być niepokonanym przez dziewięć lat mistrzem świata w boksie zawodowym.

[b]Skąd u pana tak duże zainteresowanie rynkiem ubezpieczeń? Najpierw była współpraca ze spółką HMI (należy do niemieckiej grupy Ergo), potem pana fundacja „Równe szanse” inwestowała w akcje PZU?[/b]

Kilka lat temu byłem związany kontraktem reklamowym z firmą HMI, a współpracując z nimi, zdobyłem spore doświadczenie w sektorze ubezpieczeń. Zawsze widziałem potencjał w tej branży, ponieważ ludzie po prostu muszą się ubezpieczać, i stąd zainteresowanie tym sektorem. Jednak dziś – jako fundator fundacji „Równe szanse” – nie zajmuję się już polityką inwestowania tej organizacji. Takie decyzje podejmuje jej zarząd. Ja jedynie doradzałem lub rekomendowałem jej zarządowi pewne posunięcia inwestycyjne.

[b]Czy nadal pana fundacja jest akcjonariuszem PZU, którego oferta trwa i ma on w maju wejść na PGW?[/b]

Faktycznie nadwyżki z przychodów zarząd fundacji kilka lat temu zainwestował w niewielką liczbę akcji PZU. Zostało to zrobione, żeby zapewnić jej środki na bieżącą działalność, np. fundowanie stypendiów wychowankom, oraz aby utrzymać płynność finansową. O szczegóły trzeba pytać zarząd fundacji.

[b]Pod koniec kariery sportowej zaczął pan inwestować w nieruchomości, głównie w Niemczech. Czy ten sektor wciąż pana interesuje?[/b]

W czasie kariery zainwestowałem część zarobionych w ringu pieniędzy m.in. w nieruchomości w Berlinie. Ale ponieważ oba rozwody kosztowały mnie większą część majątku – i z tamtych nieruchomości niewiele mi zostało. Nie zajmuję się już inwestycjami w sektorze nieruchomości, choć pewnie, patrząc na sytuację na rynku, mógłby to być ciekawy kierunek.

[b]Dlaczego sprzedał pan udziały w firmie Tiger Investment? [/b]

Zbyłem je ponad dwa lata temu i w tej chwili nic już mnie z tą firmą nie łączy. Jedynie nazwa firmy pozostała z okresu, kiedy byłem jej udziałowcem. Kiedyś przez tę firmę inwestowaliśmy pieniądze zarobione przeze mnie w ringu, m.in. w nieruchomości. Lecz w pewnym momencie uznałem, że prowadzenie firmy to nie jest to, co mnie najbardziej interesuje w życiu, i wycofałem się z tej działalności. I nie brakuje mi tego, mam dużo ciekawsze zajęcia.

[b]Czyli? [/b]

Udzielanie się społecznie w mojej fundacji „Równe szanse”. Jest to jedyna prywatna sportowa fundacja w Polsce. Cały czas namawiam innych sportowców, którzy osiągnęli sukces, do zakładania podobnych organizacji. Czuję wewnętrzną potrzebę pomagania potrzebującym dzieciakom, które chcą uprawiać sport, a mają ciężką sytuację materialną. Kiedyś ktoś mi pomógł, dzięki czemu mogłem osiągnąć sukces. Teraz ja chcę się odwdzięczyć w ten sam sposób. To jest teraz moja misja.

[b]Co najbardziej przeszkadza w robieniu biznesu w Polsce? [/b]

Z pewnością biurokracja i wszechwładza niektórych urzędników. Zacząłbym od ułatwienia startu młodym przedsiębiorcom. Założenie firmy i przejście przez te wszystkie formalności jest wciąż dużo trudniejsze niż na Zachodzie. Rząd powinien zachęcać młode osoby do otwierania własnych interesów, przecież w Polsce jest znaczna grupa ludzi, którzy mają pomysły, ale np. nie mają pieniędzy na start. I mam tu na myśli realną pomoc, a nie fundusze unijne, po które sięgają tylko najsprytniejsi i najbardziej wytrwali. Bez takich decyzji ciągle młodzi ludzie będą szukać swojej szansy poza Polską.

[b]Patrząc na to, jak na Zachodzie zawodnicy pomnażają pieniądze zarobione dzięki sportowi, nasuwa się wniosek, że w Polsce dzieje się niewiele. Dlaczego?[/b]

W Polsce dzieje się niewiele, bo polscy sportowcy nie zarabiają dużych pieniędzy. Znaczna część wybitnych sportowców, którzy osiągnęli sukces, nie ma się z czego utrzymać. W polskim sporcie brakuje prawdziwych sponsorów, którzy zapewniliby zawodnikowi dobry byt, tak by mógł się skupić wyłącznie na sporcie. Niestety, zawodowcy zamiast trenować muszą dorabiać w innej pracy. Więc nie ma mowy o inwestowaniu. Na Zachodzie są zupełnie inne stawki i zaryzykuję stwierdzenie, że nadal, aby osiągnąć prawdziwy sukces, trzeba wyjechać z kraju, tak jak ja to kiedyś zrobiłem.

[b]Sportowcy często występują w reklamach, sprzedając swój wizerunek lub promując swoją twarzą jakiś produkt. Na ile pan wycenia swoją osobę?[/b]

Często dla sportowców jest to główne źródło utrzymania, więc doskonale ich rozumiem. Mnie się udało w czasie kariery sportowej stworzyć markę Tiger, która w tej chwili jest dla mnie bezcenna. To było moje najważniejsze posunięcie biznesowe w życiu. Swój wizerunek np. przy kampanii reklamowej wyceniłbym na średniowysokim poziomie. W zeszłorocznym rankingu „Forbesa” wyceniono mój udział w kampanii na ok. 280 tys. zł.

[b]To dużo czy mało?[/b]

Myślę, że to spora suma. Z pewnością wartość mego udziału w kampanii kilka lat temu, gdy byłem u szczytu kariery sportowej, byłaby dużo wyższa, ale jak na tyle lat po jej zakończeniu to chyba jest naprawdę dobrze? Jednak muszę dodać, że dziś, aby wziąć udział w akcji promocyjnej, musiałbym przede wszystkim rozważyć jej charakter. Powinna być zgodna z moimi zasadami etycznymi oraz wartościami życiowymi. Ze względu na fakt, że jestem właścicielem znaku towarowego Tiger, nie mogłaby również kolidować z marką napoju Tiger Energy Drink, który firmuję.

[b]Rozpoznawalność, a czasami i duże pieniądze na koncie, to często za mało, by osiągnąć sukces w biznesie, np. restauracyjnym. Pan próbował sił, tworząc Tiger Puby. Powstały trzy. Jest pan zadowolony z efektów?[/b]

Zawsze powtarzam, że w gastronomii należy wydawać pieniądze, a nie zarabiać. Po zakończeniu kariery otworzyłem Tiger Puby, ale zrobiłem to dla rozrywki, zabawy i chęci posiadania takiego miejsca. Nie traktowałem tego jako inwestycji i sposobu na zarabianie pieniędzy. Po jakimś czasie wycofałem się z tego biznesu. Wyszedłem praktycznie na zero, ale też od początku zakładałem, że tak właśnie może być. Ta branża jest dosyć trudna, wystarczy spojrzeć, ile restauracji czy knajp znanych aktorów zostało ostatnio zamkniętych.

[b]Dlaczego nie zawsze osoby, które osiągnęły sukces w sporcie czy na estradzie, odnoszą sukces w biznesie?[/b]

Człowiek powinien robić to, w czym jest dobry i co naprawdę lubi. Nie zawsze sława wystarcza, by odnieść sukces w biznesie. Wiele gwiazd zbyt pochopnie inwestuje ciężko zarobione pieniądze w nieznane sobie branże, licząc na szybkie i oszałamiające efekty. W Polsce rynek jest dosyć trudny i nieprzemyślane inwestycje są szybko weryfikowane. I wtedy znane osoby wracają do tego, co robią najlepiej.

[b]Co było najtrudniejsze po zakończeniu kariery pięściarskiej? [/b]

Zdobyłem wszystko, co było do zdobycia. W 2002 r. zostałem ogłoszony przez federację WBO czempionem wszech czasów, byłem niekwestionowanym mistrzem świata przez dziewięć lat, jako pierwszy bokser w historii unifikowałem pasy mistrzowskie organizacji WBA, IBF i WBO w kategorii półciężkiej. Niczego w życiu nie żałuję. Na początku, po odejściu od boksu, brakowało mi tej adrenaliny, rywalizacji. Ale z drugiej strony czas kariery sportowej to był dla mnie ogromny stres psychiczny. Kochałem boks, uwielbiałem trenować, lecz dodatkowo były ogromne oczekiwania wobec mnie i presja, żebym cały czas był na szczycie. To było dla mnie dużym obciążeniem.

[b]Wycofał się pan z interesów, by poświęcić się fundacji i rodzinie. Jaka okazja biznesowa musiałaby się pojawić, by zmienił pan zdanie?[/b]

Na ring już na pewno nie wrócę. W biznesie też już powalczyłem, trochę zarobiłem, i wystarczy. Jestem szczęśliwym człowiekiem, osiągnąłem wszystko, co było do osiągnięcia. Teraz chcę się poświęcić działalności charytatywnej, przekazywać wsparcie, wiedzę i doświadczenie młodzieży, która tego potrzebuje. Mam wspaniałą rodzinę, kochającą żonę i sześciomiesięcznego synka. Teraz im chcę poświęcić jak najwięcej czasu. Może za kilka lat, jak już mój syn będzie większy, zainteresuję się przedszkolami albo centrami zabaw dla dzieci (śmiech).

[b]"Rz":[/b] Czy sportowcy mają duże szanse, by zostać dobrymi biznesmenami?

[b]Dariusz Michalczewski:[/b] Sportowcy są zazwyczaj ludźmi bardzo wytrwałymi w dążeniu do celu. Nie poddają się, a co najważniejsze – umieją oszacować ryzyko i koszty z nim związane. Wszyscy wiemy, że im ryzyko większe, tym smak zwycięstwa lepszy.

Pozostało jeszcze 97% artykułu
Ekonomia
Brak wody bije w konkurencyjność
Ekonomia
Kraina spierzchniętych ust, kiedyś nazywana Europą
Ekonomia
AI w obszarze compliance to realna pomoc
Ekonomia
W biznesie nikt nie może iść sam
Ekonomia
Oszczędna jazda – techniki, o których warto pamiętać na co dzień