[b]Lista największych spółek Europy Środkowo-Wschodniej w czwartkowej "Rzeczpospolitej", i w środę wieczorem na [link=http://www.rp.pl/europa500]www.rp.pl/europa500[/link][/b]
Oczywiście nie było lekko. Większość firm odnotowała spadki przychodów i zysków liczonych w euro, ale w dużej mierze był to skutek osłabienia się narodowych walut. IV edycja listy największych firm Europy Środkowo-Wschodniej CEE TOP 500 doskonale pokazuje, że wielkie koncerny naszej części Europy nie ulegają łatwo kryzysowi.
Zestawienie sporządzone przez redakcję „Rzeczpospolitej” oraz firmę doradczą Deloitte jest nie tylko dobrym obrazem kondycji firm. Ciekawsza jest jej analiza pod kątem pozycji polskich spółek w porównaniu z tym, co dzieje się w innych krajach mających dość podobną historię.
Okazuje się, że nasze firmy zdecydowanie przodują na liście, ale tylko pod względem liczby i wielkości. Niestety, kwestia efektywności ich działania i wyceny często stawia nas ciągle daleko za liderami z Czech i Węgier. Najlepiej to widać, obserwując czołówkę listy. Tradycyjnie największy jest nasz PKN Orlen. Jego obroty są o 1/3 wyższe od drugiego na liście węgierskiego MOL. Te dwie firmy mają podobny profil działania, ale MOL mimo tej dysproporcji w przychodach potrafił wypracować wyższy o 1/4 wynik netto, a jego wycena rynkowa jest dwa razy wyższa.
Podobnie jest z kolejną polską spółką, czyli Polską Grupą Energetyczną, która w zestawieniu zajmuje szóste miejsce. Z obrotami rzędu 5 mld euro jest o ponad 30 proc. mniejsza od trzeciego w zestawieniu czeskiego CEZ. Ale jej wynik netto jest już o połowę niższy, a wycena giełdowa o 40 proc. Dość wątpliwą przewagą naszego PGE w tym porównaniu jest fakt, że zatrudnia ponad 46 tysięcy osób, czyli o ponad 12 tysięcy więcej niż jego większy główny konkurent w regionie.