[b]Rz: Unijny szczyt uzgodnił Europejski Mechanizm Stabilności – trwały instrument ratowania państw strefy euro przed bankructwem. Czy to zwiększy zaufanie do euro i stabilność na rynkach?[/b]
[b]Daniel Gros:[/b] Nie sądzę. Wręcz przeciwnie.
[b]Dlaczego? Czy to nie jest sygnał dla inwestorów, że przywódcy UE wierzą w przyszłość euro, skoro tworzą stały instrument, który ma działać od połowy 2013 r.? Czyli wierzą, że euro przetrwa przynajmniej najbliższe półtora roku.[/b]
Nie mówmy o polityce, mówmy o mechanizmach gospodarczych. EMS zawiera różne elementy, które w sumie mogą doprowadzić do zawirowań na rynkach. Po pierwsze mowa jest o ocenie wypłacalności, która jeśli wypadnie negatywnie, spowoduje konieczność restrukturyzacji długu i określenia strat dla inwestorów. Można powiedzieć – nic nowego. Ale jest drugi element, który określa wielkość potencjalnych strat inwestorów prywatnych. A mianowicie klauzula starszeństwa, określająca zobowiązania wobec EMS jako pierwszorzędne. To oznacza, że jeśli kraj staje się niewypłacalny i nie jest w stanie oddać całego długu, to pierwszeństwo mają rządy państw strefy euro, pożyczające za pośrednictwem EMS. One są bezpieczne, dostają swoje pieniądze w całości. I wtedy zostaje mniej dla inwestorów prywatnych.
[b]Podatnicy mogą wreszcie powiedzieć: to świetnie. Bo przecież do tej pory oni płacili na bankrutów, a inwestorzy prywatni dostawali w całości z powrotem pieniądze ulokowane w obligacjach ryzykownych krajów.[/b]