Grecja zyskała kilka lat wytchnienia po tym, jak prywatni wierzyciele zgodzili się na redukcję ponad połowy jej zobowiązań, a strefa euro udzieliła drugiej pożyczki na kwotę 130 mld euro. Przyszedł czas na rachunek sumienia europejskich polityków, bez ryzyka negatywnego wpływu na rynkowe nastroje.
Pierwszy zdecydował się na to szef eurogrupy Jean-Claude Juncker. Premier Luksemburga w niezwykle szczerym, jak na urzędującego polityka, wywiadzie dla greckiego dziennika „Kathimerini" przyznaje, że eurogrupa popełniła błędy – program dla Grecji był od początku, czyli od pierwszej pożyczki w maju 2010 r., źle skonstruowany.
– Jeśli sytuacja w kraju ma wrócić do normy, to trzeba opracować inteligentną mieszankę konsolidacji budżetowej i impulsów dla wzrostu. Byliśmy bardzo zdecydowani, jeśli chodzi o to pierwsze, i bezsilni, jeśli chodzi o drugie. Nie potrafiliśmy pokazać Grekom żadnej pozytywnej perspektywy – przyznaje Juncker.
Luksemburczyk odnosi się też do argumentów, że trzeba było ulżyć Grecji z długiem już na początku, a nie czekać półtora roku i przekonywać, że w 2013 r. kraj ten będzie w stanie wrócić o własnych siłach na rynek finansowy. A propozycje redukcji długu już na wczesnym etapie zgłaszali liczni ekonomiści oraz MFW. – Nie myślałem wtedy, że to dobra decyzja, bo nie wiedzieliśmy, jakie będą konsekwencje – mówi Juncker. Zresztą on sam nie chciał początkowo nawet udziału MFW w programach ratunkowych. Jak tłumaczy, porównywał wtedy Grecję do stanu Kalifornia. – Przecież jak on ma problem, to rząd federalny USA nie prosi o pomoc MFW. Uważałem, że powinniśmy się zająć sprawą Grecji w gronie państw strefy euro – powiedział. Szybko jednak zdał sobie sprawę, że bez MFW, jako gwaranta wiarygodności programu ratunkowego, nie zyska zrozumienia w Niemczech czy Holandii.
Ten rachunek błędów nie zaskakuje ekspertów. Jean Pisani-Ferry, dyrektor brukselskiego instytutu Bruegel, w artykule opublikowanym wcześniej przez Project Syndicate, zwracał uwagę na te same słabości. Według niego należało na samym początku albo zredukować dług Grecji, albo przejąć solidarnie jej zobowiązania. A zdecydowano się, pod wpływem Niemiec i Francji, na strategię mieszaną, na dodatek okupioną zabójczymi dla Grecji stopami procentowymi.
Ekonomiści podkreślają jednak, że ta negatywna ocena nie oznacza, że Grecja niesłusznie została zmuszona do oszczędności budżetowych. – Jej problemy są fundamentalne, tkwią w latach zaniedbań, zbyt wysokim i fałszowanym deficycie i długu publicznym – mówi „Rz" Fabian Zuleeg, ekonomista European Policy Centre w Brukseli. Na pewno jednak, jego zdaniem, rachunek za ratowanie Grecji byłby niższy, gdyby już na początku strefa euro zdecydowała się na program długoterminowy, na większą kwotę i od razu połączony z redukcją długu. – Ale z przyczyn politycznych, głównie reakcji opinii publicznej w Niemczech, to było niemożliwe – uważa Zuleeg. Uznane zostałoby bowiem za ustępstwa dla rozrzutnego kraju, który fałszuje swoje statystyki.
Juncker przyznaje, że pakiet pomocy dla Grecji udzielony w maju 2010 roku był obliczony na zbyt krótki termin i był zbyt drogi. On optował za łagodniejszymi warunkami, ale niektóre kraje, w tym Niemcy, naciskały na surowe kryteria. Zresztą politycy w końcu przyznali się do błędu, wydłużając termin spłaty pożyczek w kolejnym pakiecie i godząc się na niższe oprocentowanie.