Wycena i ustalanie autentyczności dzieł sztuki

Zawsze fałszowane są te przedmioty, które są akurat najbardziej poszukiwane. W Polsce generalnie jest to malarstwo. - mówi Adam Konopacki, ekspert rynku sztuki.

Aktualizacja: 03.10.2013 09:23 Publikacja: 03.10.2013 05:11

Jest pan historykiem sztuki. Od 1989 r. prowadzi pan firmę Art Konsultant. Zajmuje się pan ustalaniem autentyczności dzieł sztuki i ich wyceną. Co jest teraz najczęściej fałszowane?

Adam Konopacki:

Zawsze fałszowane są te przedmioty, które są akurat najbardziej poszukiwane. W Polsce generalnie jest to malarstwo. Z moich obserwacji wynika, że poważnym problemem staje się autentyczność obrazów klasyków współczesności, m.in. Stefana Gierowskiego, Jerzego Nowosielskiego, Tadeusza Brzozowskiego, Henryka Stażewskiego, Aleksandra Kobzdeja, Jacka Sienickiego, Lecha Kunki. Krążą po rynku falsyfikaty, które w większości wychodzą z jednego źródła, spod jednej ręki. Ktoś, kto je maluje, ma doskonałe praktyczne wykształcenie malarskie i przygotowanie z historii sztuki. Osoba ta wyraźnie operuje dziełami, które są znane tylko z opisów, bo nie zachowały się ich reprodukcje.

Dlaczego przez 25 lat istnienia wolnego rynku nie powstał zawód eksperta ani zawód taki nie został zdefiniowany przez prawo?

Nie ma warunków finansowych, żeby powstał taki zawód. Popyt na usługi ekspertów jest zbyt niski.

Ostatnio napisałem opinię na temat srebrnej papierośnicy. Z braku miejsca nie będę szczegółowo opisywał tej skomplikowanej pracy, która zajęła mi dwa tygodnie. Na naszym rynku mogłem policzyć za usługę 500 zł. To kwota obiektywnie duża dla milionów ludzi. Jednak nie rekompensuje ona ani fachowej wiedzy, ani poświęconego czasu. Praca eksperta wiąże się z poczuciem wielkiej odpowiedzialności, co rodzi duży stres. W sumie nie sposób się z tego utrzymać. Po prostu nie ma rynku. Brakuje podstawowych źródeł wiedzy. Nieliczne opracowania, jakie istnieją, są trudno dostępne.

W sensie czysto finansowym nie jest to zawód. Mnie jest łatwiej, ponieważ od lat jestem związany umową z domem aukcyjnym Rempex. Co miesiąc kwalifikuję tam na aukcje ok. 200 przedmiotów, które wybieram z setek oferowanych.

Jest jednak mnóstwo osób, które nieoficjalnie, nie zawsze fachowo wykonują zawód eksperta.

Faktem jest, że nikt nie prowadził badań na temat popytu na usługi ekspertów. To nawet dziwne. Kontynuując podany przykład, wyobraźmy sobie, że ktoś specjalizuje się w srebrze. Czy zdoła utrzymać się z pracy eksperta, skoro w ostatnim półroczu ekspertyza dotycząca srebra była jedna? Moja firma ma także inne zlecenia, które pozwalają mi się utrzymać. Poza tym jestem zadomowiony na rynku. Czy przy takich zarobkach ekspert ma za co pogłębiać wiedzę, kupować zachodnią literaturę, odwiedzać muzea?

Powszechnie wiadomo, że od zawsze jest w tym zawodzie rodzaj czarnego rynku czy szarej strefy. Przypadkowi historycy sztuki wydają za pieniądze nie zawsze rzetelne oceny.

Są na przykład bardzo produktywne „ekspertki" (weźmy to słowo w cudzysłów). Jak się wydaje, nie przywiązują większej wagi do słów użytych w ekspertyzach. Poprosiłem jedną z takich osób, żebyśmy podyskutowali o jej ekspertyzach. Osoba ta była wzorowo uprzejma, ale niczego nie zmieniła w swojej pracy. Są eksperci bardzo znani, pracownicy muzeów, którzy nie trzymają się standardów. Nie zachowują minimum dyscypliny, jakiej mamy prawo oczekiwać od naukowca.

Dlaczego po 25 latach od powstania wolnego rynku nie ma w kraju ani jednej książki typu katalog raisonne? Takie katalogi na świecie pozwalają łatwiej odróżnić falsyfikaty od autentyków. Nie ma katalogów nawet tak często spotykanych malarzy jak np. Jacek Malczewski.

Możemy podać dziesiątki nazwisk innych twórców, których dorobek dawno powinien być opracowany przez historyków sztuki. Są to np. Chełmoński, Brandt, Czachórski, Henryk Siemiradzki. Trudno zrozumieć, dlaczego nie ma katedry historii sztuki, gdzie profesor powie studentom: a teraz napiszecie prace magisterskie na temat np. Sotera Jaxy Małachowskiego, Bronisławy Rychter-Janowskiej, Stanisława Kamockiego, Stefana Filipkiewicza, Iwana Trusza. Dlaczego nie ma opracowania dorobku Erno Erba, którego prace są niezmiennie lubiane, kupowane i dlatego fałszowane? W tej trudnej sytuacji paradoksalnie jestem optymistą. Proszę zauważyć, że w ciągu dwóch–trzech ostatnich lat prawie każdy kolorowy tygodnik opinii systematycznie wydaje dodatek poświęcony historii Polski. To dowód, że są odbiorcy tych treści. To przejaw budzenia się świadomości narodowej, nie bójmy się tego słowa. Sądzę, że z czasem w naturalny sposób znajdą się tam treści poświęcone polskiej sztuce, która odzwierciedla przecież naszą historię. I to nie tylko tę z czasów np. Jana Matejki.

Dziś w dobrym tonie jest deprecjonowanie malarstwa Kossaków. Ale chyba nikt nie zrobił tyle dla budzenia i utrwalania świadomości narodowej. To była gigantyczna produkcja malarska, a jednocześnie edukacja historyczna. Obrazy Kossaków od pokoleń są w polskich domach. Nawet ich dorobek nie jest opracowany i jest stale fałszowany.

Nie ma książki np. o Tadeuszu Pruszkowskim, który odegrał podstawową rolę w dwudziestoleciu międzywojennym.

Nie znamy środowisk malarskich np. Poznania, Bydgoszczy czy Lwowa. Dlatego łatwiej wprowadzane są do handlu i sprzedawane falsyfikaty prac malarzy z tamtych środowisk. Niedawno byłem we Lwowie i oglądałem monografie, jakie Ukraińcy wydają o swoich wielkich i mniejszych malarzach. Możemy tylko pozazdrościć. U antykwariusza widziałem bogatą bibliotekę współczesnych opracowań każdego niemal malarza, który funkcjonuje na tamtejszym rynku.

Na Uniwersytecie w Toruniu, w Zakładzie Restauracji i Konserwacji Sztuki Nowoczesnej, dostępny jest najnowocześniejszy sprzęt, który umożliwia fizyko-chemiczne badanie autentyczności. „Moje Pieniądze" wiele razy pisały o tym. Dlaczego prywatni kolekcjonerzy nie korzystają z taniej możliwości weryfikowania swoich zakupów?

Po zakupie klienci nie zawsze są zainteresowani badaniami, które mogą podważyć autentyczność dzieła. Ostatnio prof. Dariusz Markowski z Torunia powiedział mi, że powstała tam pracownia badania malarstwa współczesnego.

Widzi pan na naszym rynku jakiś asortyment nadal niedoszacowany?

Od zawsze zdecydowanie niedoszacowana jest rzeźba. Zabrzmi to być może nieprawdopodobnie, ale kompletnie nie budzi u nas zainteresowania najlepsze nawet dawne malarstwo o treści religijnej. Moim zdaniem nie ma znaczenia fakt, że obraz religijny często jest niesygnowany i nie wiemy, kto go namalował. Według mnie wartość takiego obrazu polega również na tym, że patrzyły na niego pokolenia ludzi i w jakimś sensie jest on wzbogacony ich przeżyciami. Dzięki temu ma dużą siłę wyrazu i większą wartość niż niejeden seryjny pejzaż np. Juliana Fałata.

Nawet genialne obrazy Olgi Boznańskiej są względnie tanie. Zbyt tanie! Jeśli weźmiemy znakomity portret Jacka Malczewskiego i znakomity portret namalowany przez Boznańską, to dzieło Boznańskiej jest artystycznie lepsze. Nie chodzi o to, co się komu podoba, tylko o zobiektywizowane kryteria oceny. Jednak paradoksalnie obraz Boznańskiej będzie tańszy. Boznańska jest cały czas niedoszacowana. Nawet arcydzieło tej artystki zatrzymuje się gdzieś na cenie 100 tys. euro.

Przypomnijmy, jakie podstawowe treści powinny znaleźć się w ekspertyzie.

Przede wszystkim, niezależnie od fotografii, fachowy opis przedmiotu pozwalający na jego identyfikację. Podstawowe jest stwierdzenie, czy to oryginał danego artysty. Jeśli praca jest po przemalowaniach, ingerencjach konserwatorskich, musi to być wyraźnie zaznaczone. Powinno znaleźć się odniesienie do całego dorobku artysty. W moich ekspertyzach staram się wydobyć indywidualny urok konkretnego przedmiotu. Taka ekspertyza kosztuje dziś 1 tys. zł plus VAT. Są przedmioty, które wymagają wyjątkowego nakładu pracy, współpracy z innymi specjalistami, wtedy koszty są wyższe.

W 2011 r. rozmawialiśmy o tym, że nabywcy obrazów powszechnie honorują ekspertyzy zamówione przez sprzedających. Zdrowy rozsądek podpowiada, że sprzedającemu nie zależy na deprecjonowaniu oferowanego towaru. Zamawia więc oceny nierzadko u przypadkowych osób. Radził pan, żeby to nabywcy zamawiali ekspertyzy. Obserwuje pan zmiany w tej dziedzinie?

Nie. Nabywcy z reguły chcą zaoszczędzić 1 tys. zł. Nawet przy zakupie za 100 tys. zł wolą, żeby to sprzedający płacił za ekspertyzę.

Jest pan historykiem sztuki. Od 1989 r. prowadzi pan firmę Art Konsultant. Zajmuje się pan ustalaniem autentyczności dzieł sztuki i ich wyceną. Co jest teraz najczęściej fałszowane?

Adam Konopacki:

Pozostało 98% artykułu
Ekonomia
Gaz może efektywnie wspierać zmianę miksu energetycznego
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Ekonomia
Fundusze Europejskie kluczowe dla innowacyjnych firm
Ekonomia
Energetyka przyszłości wymaga długoterminowych planów
Ekonomia
Technologia zmieni oblicze banków, ale będą one potrzebne klientom
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Ekonomia
Czy Polska ma szansę postawić na nogi obronę Europy