Na początku lipca przedsiębiorstwa płaciły 4100 złotych za tonę granulatu z plastikowych butelek z odzysku. W ciągu 18 miesięcy cena tego produktu wzrosła o przeszło 100 procent, z 1900 złotych. W sumie trudno się dziwić, skoro granulat z odzyskanych butelek trzeba nad Wisłę importować, a te trafiające do rodzimych śmieci kończą na wysypisku, jeśli nie w przydrożnym rowie. Tyle że taki system to prosta droga do tego, by Polska stała się wysypiskiem Europy.

„Butelki PET to żywa gotówka" – zapewniał nas dwa lata temu odpowiedzialny wówczas za ochronę środowiska minister Henryk Kowalczyk. Przyświecała mu prosta logika: śmieci to też towar. Czas jednak płynie, a przedsiębiorcy słyszą co najwyżej, że urzędnicy odpowiedzialni za przygotowanie i implementację tzw. rozszerzonej odpowiedzialności producentów i systemu kaucyjnego „pracują nad tym". Termin przekazania stosownej ustawy do konsultacji właśnie minął. Miało się to stać do końca lipca, teraz resort klimatu i środowiska zapowiada to epokowe wydarzenie na „przełom lipca i sierpnia". Mimo lawinowego wzrostu opłat za odbiór śmieci kuleje też system zbiórki i przetwarzania odpadów.

Kto i za co dokładnie ma płacić w ramach rozszerzonej odpowiedzialności producenta? Na jak długo stosowne przepisy utoną w dyskusjach? Zapewne na kolejnych kilka czy kilkanaście miesięcy, bowiem wygląda na to, że ani urzędnicy, ani grupy biznesowe nie mają klarownej wizji, jak taki system powinien działać i co konkretnie miałby obejmować. Przypomina to granie na czas: może nauka rozwiąże problem poprzez technologie, takie jak wynaleziony niedawno plastik rozkładający się szybko w promieniach słońca. Bardziej prawdopodobne jest jednak to, że wcześniej udusimy się pod górą plastikowego śmiecia.