– W Bydgoszczy posady czekają na 1600 energicznych fachowców, a bezrobocie jest naprawdę niewielkie – dowodził wiceprezydent miasta Maciej Grześkowiak na londyńskim spotkaniu z młodą polską emigracją w ramach projektu „12 miast – Wracać? Ale dokąd? – porozmawiajmy o konkretach”.

Polacy uczestniczący w minioną sobotę w bydgoskiej prezentacji dopytywali jak zwykle o konkrety. Usłyszeli, że menedżerowie średniego szczebla mogą liczyć na zarobki rzędu 3,2 tys. zł brutto, a za 50-metrowe mieszkanie trzeba zapłacić ok. 170 tys. zł.

Stolica Pomorza i Kujaw prezentowała się jako prężny ośrodek gospodarczy i regionalne centrum finansowe potrzebujące informatyków, programistów, pracowników sektora bankowego i ubezpieczeń, ale przedstawiciele regionu podkreślali, że brakuje mu też doświadczonych organizatorów turystyki i hotelarzy, kierowców, robotników w firmach spożywczych i na budowach. Tomasz Zawiszewski z Powiatowego Urzędu Pracy informował podczas wideokonferencji, że bydgoski pośredniak otrzymuje co miesiąc ok. 2,5 tys. ofert pracy, więc dane są raczej optymistyczne.

Wojciech Ostrowski ze stowarzyszenia Poland Street, które organizuje londyńskie spotkania, twierdzi, że rodaków interesowała też oferta kształcenia i uzupełniania kwalifikacji przygotowana przez bydgoską Wyższą Szkołę Gospodarki. Ewa Saks z WSG zapewniała, że uczelnia proponuje specjalne programy stypendialne dla osób przybywających z zagranicy w ramach programu „Wracam” oraz elastyczny system kształcenia „Praca za granicą – studia w kraju”.

Przedsiębiorcy ściągający z zagranicy do 400-tysięcznej Bydgoszczy nie będą traktowani specjalnie – mogą korzystać z udogodnień oferowanym miejscowym biznesmenom, którzy utworzyli w mieście i okolicy już 54 tys. mały i średnich firm. Mjr Bogdan Ziołek uspokajał, że wojsko nie ma zamiaru prześladować powracających młodych imigrantów. Zachęcał do robienia kariery również dziewczyny i zapewniał, że armia szuka kandydatów na żołnierzy zawodowych, ale także pielęgniarek i sanitariuszy.