Niezależnie od wieku pracownicy chcą być traktowani z szacunkiem i wysoko sobie cenią elastyczność w środowisku pracy. Jak wynika z badań firmy doradczo-szkoleniowej AchieveGlobal, które przeprowadzono w Europie Zachodniej, Azji i USA wśród 512 przedstawicieli czterech wyodrębnionych przez socjologów generacji, w podejściu do pracy nie widać głębokich różnic pokoleniowych, a tym bardziej trudno mówić o przepaści.
Co prawda przedstawiciele najmłodszej i często ostatnio analizowanej generacji Y (do 29 lat) nieco wyżej niż szacunek cenią możliwości zrobienia kariery w pracy, a pokolenie X (ludzie w wieku 35 – 44 lata, zwykle w pełni rozkwitu kariery) mniejszą uwagę niż pozostali uczestnicy ankiety zwraca na stabilność finansową. Ta z kolei jest najważniejsza dla myślącej już o emeryturze generacji boomers (44 – 63 lata). Jednak średnia z ich opinii mierzonych w skali 1 – 5 jest zbliżona. Co ciekawe, wszystkie pokolenia najmniej sobie cenią możliwość uzyskania nowych doświadczeń zawodowych.
– Różnice pokoleniowe występują, ale ich skala jest wyolbrzymiona. To często jest powodem szufladkowania pracowników i grupowania ich w pokoleniowe silosy. W rezultacie firmy nie wykorzystują potencjału, jaki może dać współpraca pracowników w różnym wieku – podkreśla Paweł Podwysocki, prezes AchieveGlobal w Polsce. Jego zdaniem można wykorzystać potencjał międzypokoleniowej współpracy przy indywidualnym podejściu do pracowników, gdzie uwzględnia się osobowość, umiejętności i energię ludzi niezależnie od wieku.
Co prawda trzeba uwzględniać różnice związane np. z umiejętnościami IT, naturalnymi dla pokolenia Y (które woli też e-learning zamiast tradycyjnych kursów), ale przedstawiciele poszczególnych pokoleń nie są jednolitą grupą.
Andrzej Woźniakowski z Instytutu Pracy i Spraw Socjalnych, wykładowca na Akademii Koźmińskiego, zwraca uwagę na dużą fragmentaryzację pokolenia Y traktowanego często jako jednorodna całość. – Wśród moich studentów są zarówno bardzo dynamiczni ludzie nakierowani na karierę, jak i sporo mniej ekspansywnych osób, które liczą, że poniesie ich fala gospodarczego wzrostu – mówi Woźniakowski.