Ponieważ natręt napraszał się i wyraźnie szedł na zwarcie, a rzecz działa się na statku, Lee wsadził go na łódkę i spuścił na otwarte morze. Pogoda była sztormowa i agresor, tknięty morską chorobą, wkrótce prosił Bruce’a o wybaczenie i wciągnięcie na pokład.

Polski rząd wobec kryzysu wybrał tę samą taktykę co słynny mistrz kung-fu. Najpierw przez kilka miesięcy w ogóle unikał wspominania o jakiejkolwiek konfrontacji, twierdząc, że nas cała sprawa nie dotyczy. W końcu, gdy dane gospodarcze nie pozostawiały już żadnych wątpliwości, że coś jest nie tak, rząd przygotował działania antykryzysowe. W dużej mierze okazały się one jednak bublem prawnym, drogim i skomplikowanym w użyciu.

Można by oczywiście podnieść alarm w tej sprawie, gdyby nie to, że wyziera z tego głęboko przemyślana filozofia walki bez walki. Skomplikowane procedury skutecznie odstraszyły przedsiębiorców, którzy w przeciwnym razie mogliby się rzucić na pomoc i doić deficytowe pieniądze z budżetu. A tak udało się jakoś przeczekać, światowa gospodarka odbiła od dna, Chińczycy trzymają się mocno, a i w Polsce wszystko idzie dobrze. Nawet nie mieliśmy recesji.

Zaniechanie działania, gdy wokół wszyscy domagają się energicznych kroków, np. zwiększania wydatków budżetowych, jest rzeczą wymagającą silnych nerwów. Jeżeli prowadzi do wygranej – jest sztuką. Na razie ekipie Donalda Tuska udaje się ona znakomicie. Jest tylko jedno „ale” – bezrobocie, któremu miał zapobiegać pakiet antykryzysowy, ciągle rośnie. Najbliższe pół roku pokaże, czy i ten problem uda się wziąć na przeczekanie.