Debata na temat optymalnego poziomu inflacji od początku lat 90. wydawała się zamknięta. Wśród banków centralnych zaczęła się rozpowszechniać strategia bezpośredniego celu inflacyjnego (BCI). W jej ramach banki określają pożądany poziom inflacji i próbują do niego sprowadzić dynamikę cen konsumpcyjnych. W większości przypadków cel inflacyjny ustalono na około 2 proc.
W ubiegłym roku racjonalność takiej polityki zakwestionowało trzech ekonomistów z MFW z Olivierem Blanchardem na czele. W lutym 2010 r. opublikowali tekst „Rethinking Macroeconomic Policy" („Rewidując politykę makroekonomiczną"). Skrytykowali w nim przekonanie wielu bankowców centralnych, że ich jedynym celem jest stabilizacja inflacji, gwarantująca stabilność gospodarczą. Ostatni kryzys zadał temu przekonaniu kłam, bo zrodził się w środowisku niskiej inflacji.
W tym kontekście ekonomiści MFW zasugerowali, że być może należy utrzymywać inflację na wyższym poziomie, np. 4 proc. Nie zapobiegłoby to wprawdzie kryzysowi, ale w chwili jego wybuchu pozwoliłoby na głębsze cięcie stóp, które w warunkach szybszego wzrostu cen byłyby wyższe.
– Gdy w 2008 r. kryzys nabrał rozmachu, wiele banków centralnych obcięło stopy procentowe do zera. Gdyby mogły, obniżyłyby je jeszcze bardziej – napisali ekonomiści MFW.
Skoro nie mogły, musiały uciec się do niekonwencjonalnych działań, których konsekwencje długo jeszcze nie będą znane. Ciężar walki z kryzysem w większym stopniu spadł na politykę fiskalną, co pogorszyło stan finansów publicznych wielu państw.