Hiszpania dostanie do 100 mld euro na ratowanie swoich banków zdecydowała w czasie sobotniej nadzwyczajnej telekonferencji eurogrupa. Cztery lata po wybuchu globalnego kryzysu Hiszpania jest czwartym krajem, który prosi o solidarną pomoc partnerów ze strefy. I choć w szczegółach technicznych obecny program ma być inny i zostawić więcej suwerenności fiskalnej ratowanemu krajowi, to w praktyce Hiszpania tak samo jak wcześniejsi bankruci okazała się niezdolna do przetrwania bez pomocy z zewnątrz. W przeciwieństwie do poprzednich przypadków małych krajów, tym razem mówimy jednak o jednej z największych gospodarek strefy. Jej uratowanie jest warunkiem przetrwania wspólnej waluty.
Ministrowie finansów celowo podjęli decyzję teraz, zanim jeszcze znane są szczegółowe potrzeby Hiszpanii. Bo już - 17 czerwca odbędą się wybory w Grecji. Jeśli wygrają partie eurosceptyczne i Grecja zbankrutuje lub wyjdzie ze strefy, to dla rynków kluczowa stanie się odpowiedź napytanie, jak bezpieczne są następne słabe ogniwa w łańcuszku zadłużonych. Dziś niepokój dotyczy przede wszystkim Hiszpanii, dlatego trzeba ją w porę wzmocnić.
Inaczej niż z Irlandią
Madryt złoży formalny wniosek o pomoc w najbliższych dniach, gdy stanie się jasne, ile faktycznie pieniędzy potrzebują tamtejsze banki. Audyt robią dwie niezależne firmy doradcze: Oliver Wyman i Roland Berger. Ocenią one straty hiszpańskich instytucji finansowych poniesione głównie na kredytach hipotecznych, które nadmuchały bańkę spekulacyjną na rynku nieruchomości. Hiszpańska gospodarka po wejściu do strefy euro korzystała z niskich stóp procentowych dla wspólnej waluty i pożyczała tanie pieniądze. Ale inwestycje były skoncentrowane głównie w budownictwie. W2007 roku w Hiszpanii zbudowano760 tys., mieszkań, tyle co w Niemczech, Francji i Włoszech razem wziętych. Dziś część tych mieszkań świeci pustkami, niektóre budynki są zrównywane z ziemią, a banki nie mogą odzyskać należności. Najbardziej znany przykład to Bankia, która potrzebuje ok.19 mld euro nowych kapitałów.
W normalnych warunkach to rząd narodowy powinien zapłacić zaratowanie swoich banków. Tak stało się w2010 r. w Irlandii, gdy państwo musiało wystąpić o międzynarodową pomoc do MFW i strefy euro. Z pozyskanych pieniędzy dokapitalizowało banki, ale powiększyło to jego dług publiczny i obniżyło wiarygodność pożyczkową. - To był błąd - uważa Danuta Hübner, euro deputowana PO, była unijna komisarz. Irlandia musiała zrezygnować z części suwerenności i realizuje teraz plan w szczegółach rozpisany przez MFW, KE i Europejski Bank Centralny. Podobnie ubezwłasnowolnione, choć powody kryzysu były inne, zostały Portugalia i Grecja. Hiszpania nie chciała iść tą drogą i naciskała na udzielenie pomocy bezpośrednio bankom, bez konieczności podpisywania memorandum z MFW. Częściowo jej się udało. Szczegóły porozumienia będą uzgadniane w najbliższych dniach, ale już wiadomo, że pieniądze z funduszu ratunkowego strefy euro (EFSF lub ESM) dostanie hiszpańska agencja publiczna, która następnie przekaże je bankom. Pożyczce będą towarzyszyły warunki, ale nie dla rządu, tylko dotyczące zasad restrukturyzacji banków. Bo uznano, że Madryt w już podjętych decyzjach i zobowiązaniach idzie wystarczająco daleko, jeśli chodzi o oszczędności budżetowe oraz reformy strukturalne.
Pół wieku z euro?
Hiszpański premier Mariano Rajoy mówił wczoraj, że zwyciężyła wiarygodność strefy euro i przyszłość całej UE.