Informacja o tym napadzie była hitem Internetu. Do banku spółdzielczego w Radgoszczy wszedł mężczyzna w kominiarce z reklamówką w ręku. Z torby wyciągnął broń. – To jest napad. Dawaj pieniądze – krzyknął do pracownicy placówki.
Kobieta dała mu plik banknotów. Bandyta schował je do torby i wyszedł. Nie wiedział, że łup jest niewiele wart. – To była imitacja banknotów 50- złotowych – opowiada Katarzyna Cisło z małopolskiej policji.
Po kilku godzinach od napadu policjanci namierzyli rabusia. Był nim 45-letni Wiesław G., mieszkaniec okolicznej wsi. Zatrzymano go w sklepie, gdy robił zakupy. Nie miał przy sobie skradzionego pliku. W domu odkrył, że to imitacja, i wyrzucił. Obawiał się, że w środku jest nadajnik, który pozwoli policji go namierzyć. Okazało się, że podczas napadu Wiesław G. miał przy sobie straszak, dziecięcą zabawkę, którą znalazł w szafie.
Prezes banku spółdzielczego nie chciała z nami rozmawiać na temat napadu i stosowanych przez bank zabezpieczeń. Odesłała nas do policji. Katarzyna Cisło przyznała, że po raz pierwszy słyszy o takim przypadku, by bank wydał złodziejowi imitację zamiast gotówki (nie były to fałszywe pieniądze, bo takimi bank nie może się posługiwać).
Czy inne banki korzystają z takich zabezpieczeń? – Nie informujemy o środkach bezpieczeństwa, które w razie napadu mają chronić pracowników, klientów i pieniądze – tłumaczy Aneta Styrnik-Chaber z PKO BP. Dodaje, że w jej banku znana jest metoda zastosowana w małopolskim banku spółdzielczym. – Jest to metoda bardzo efektywna, ale to nasza tajemnica, czy ją stosujemy – podkreśla pracownica PKO BP.