18 stycznia 2017 roku 23-letnia Natalia trafiła na oddział ginekologii i położnictwa w Szpitalu Mikulicz w Świebodzicach. Była w 23. tygodniu ciąży (22. tydzień i 6 dni). W trakcie porodu doszło do dekapitacji, czyli oderwania główki od reszty ciała. Reprezentująca pacjentkę kancelaria Lazer&Hudziak żąda najwyższego w historii polskiego prawa zadośćuczynienia za naruszenia praw pacjenta. W wezwaniu do zapłaty, które wysłano do szpitala, lekarza i ubezpieczyciela zgłoszono roszczenia w wysokości łącznie 600.000 zł - podaje Onet.pl.
Czytaj także: Prawa pacjentów: w czasie porodu 54,3% kobiet doświadczyło przemocy lub nadużyć
Notowania żałoby
Sprawa o błąd medyczny popełniony w trakcie porodu Natalii Włodarczyk jest bezprecedensowa z dwóch powodów. Po pierwsze doszło do dekapitacji, czyli oderwania główki od reszty ciała. Po drugie ze względu na wiek ciąży (22. tydzień i 6 dni) dyskusja na temat granic przeżywalności wcześniaka została na nowo otwarta. Lekarze ze Szpitala Mikulicz w Świebodzicach twierdzili, że dziecko nie miało żadnych szans, ale na całym świecie i w Polsce coraz więcej 22-tygodniowych noworodków udaje się uratować, a obok wieku ciąży znaczenie ma poziom referencyjności ośrodka. A to znaczy, że z pojęcia „cudu”, przechodzimy do twardych statystyk. Czy w takim razie kancelaria prawa medycznego Lazer&Hudziak reprezentująca Natalię może nie żądać zadośćuczynienia za śmierć osoby najbliższej? Niedoszła matka nie ma co do tego najmniejszych wątpliwości – Dla mnie to było dziecko, żywe dziecko. Miała nawet imię Nadia. Są jeszcze dwa pytania - jaka suma będzie wystarczającą rekompensatą za śmierć dziecka, które miało kilka procent szans? I jak wysokie powinno być zadośćuczynienia za naruszenie praw pacjenta? Jeśli weźmiemy pod uwagę, że Natalia nie tylko nie otrzymała właściwej pomocy, ale przeżyła koszmar, którego nigdy nie wymaże z pamięci. Dzisiaj szpital, podobnie jak lekarski fartuch kojarzy się tylko z jedną rzeczą – śmiercią.
Koszmar z dolnośląskiej porodówki
O dramatycznej historii niedoszłej matki pisaliśmy w październiku. 18 stycznia 2017 roku 23-letnia Natalia trafiła na oddział ginekologii i położnictwa w Szpitalu Mikulicz w Świebodzicach. Dzisiaj już zamkniętego z powodu braków kadrowych. Powodem jej zgłoszenia były utrzymujące się od dwóch dni plamienia. Dyżurujący lekarz dr Krzysztof S. po badaniu we wziernikach stwierdził przepuklinę pęcherza płodowego i zalecił leżenie. Od razu dał Natalii do zrozumienia, że ze względu na niski wiek ciąży dziecko może nie przeżyć. Nie dał mu szansy na życie. - W Mikuliczu nie ma oddziału dla wcześniaków, w Szpitalu Ginekologiczno-Położniczym w Wałbrzychu jest. Myślałam, że mnie przewiozą, ale w karcie napisano: „po uzgodnieniu z pacjentką odstąpiono”. To nieprawda. Wie pani jaka odległość dzieli oba ośrodki? 10 km! Od 14.40 do 20 mogli mnie tam przetransportować – 10, 12, 13 razy… Mimo zastosowania leków rozkurczowych pobolewania w dole brzucha nie minęły, a po 20.00 plamienie zaczęło się nasilać. W trakcie wieczornego obchodu lekarz Krzysztof S. zbadał pacjentkę po raz drugi i zdecydował o porodzie drogami natury. Z dokumentacji medycznej wynika, że o 20.50 pęcherz płodowy pękł, w rozmowie z Onetem Natalia mówiła, że został przebity. Noworodek rodził się z położenia stópkowego: stópki, pośladki, tułów, barki. Ze względu na trudności w urodzeniu główki Krzysztof S. zastosował chwyt Veita-Smeliego. Nieudolnie... Doszło do tzw. dekapitacji, czyli oderwania głowy od reszty ciała. Następnie próbował wydobyć z Natalii główkę dziecka tępym narzędziem. Nieudolnie... - już na bloku operacyjnym, w znieczuleniu ogólnym (narkozie) wyłyżeczkowano jamę macicy.
Niezawinione powikłanie?
Następnego dnia prokuratura rejonowa w Świdnicy wszczęła dochodzenie w sprawie nieumyślnego spowodowania śmierci i błędu lekarskiego. Sekcja zwłok nie dała jednoznacznej odpowiedzi co do przyczyny zgonu noworodka. Sprawę przejęła Prokuratura Regionalna we Wrocławiu, ale śledztwo zawieszono do czasu uzyskania opinii zespołu biegłych z Collegium Medicum Uniwersytetu Jagiellońskiego. Po jedenastu miesiącach (!) eksperci uznali, że błędu medycznego nie popełniono, a „uszkodzenie płodu jest niezawinionym powikłaniem wpisanym w specyfikę niekorzystnego stanu klinicznego”. Zdaniem biegłych ze względu na wczesny okres ciąży - 22. tydzień (w rzeczywistości 22. tydzień i 6 dni) szanse na przeżycie noworodka były skrajnie małe. W opinii ani razu nie odniesiono się do wagi płodu - ponad pół kilograma. Komentujący dla nas sprawę - dr Zbigniew Tukalski, specjalista ginekologii i chorób kobiecych oraz psychiatrii, były biegły sądowy, nie zgodził się z ustaleniami z Krakowa. Jego zdaniem sporządzona w nadmiernie długim czasie ekspertyza miała na celu obronę położnika. - Nieprawidłowe postępowanie lekarza polegało na przebiciu pęcherza płodowego, co doprowadziło do zmniejszenia rozwarcia szyjki macicy i trudności z urodzeniem główki. Z kolei niecelowe użycie nadmiernej siły skutkowało dekapitacją. Proszę pójść do sklepu mięsnego i kupić półkilogramową perliczkę, a potem proszę spróbować oderwać jej głowę…