Małżonkowie Z. domagali się od producenta nabiału 80 tys. zł zadośćuczynienia za naruszenie dóbr osobistych. Twierdzili, że po otworzeniu fabrycznie zapakowanego sera mozarella i pokrojeniu go na plastry znaleźli fragment owada – jak się okazało, muchy domowej. Obecność muchy udokumentowali na zdjęciach, potwierdził to sanepid. Ser kupowali od lat, jedli niemal codziennie. Męczyła ich świadomość, że także wcześniej mogli spożyć produkt biologicznie skażony. Panią Z. nadto przez całą noc męczyły torsje.
Firma w ramach przeprosin przekazała konsumentom kosz podarunkowy. Odmówiła jednak zapłaty zadośćuczynienia. Podnosiła, że ser produkuje w jednym z zakładów, który objęty jest stałą kontrolą jakościową i technologiczną, ma liczne certyfikaty jakościowe. Kontrole hali produkcyjnej po zgłoszeniu reklamacyjnym nie stwierdziły występowania insektów i gryzoni ani skażenia owadami latającymi.
Sąd Okręgowy w Łodzi oddalił roszenie. Stwierdził, że konsumenci nie udowodnili, że do zanieczyszczenia sera doszło podczas jego produkcji. Fotografie i dokument z sanepidu potwierdzają jedynie, że w serze znajdował się korpus martwej muchy. Zdaniem sądu konsument miał obowiązek zabezpieczyć ser z muchą do dalszych badań dowodowych (sanepid po badaniu zniszczył go). Sąd wziął też pod uwagę, że mucha mogła wpaść w ser, kiedy był już pokrojony.
Sąd Apelacyjny w Łodzi utrzymał wyrok w mocy. Zaznaczył jednak, że nie można wymagać od konsumenta, by w starciu z korporacją był w stanie przedstawić dowody, że system zabezpieczeń technologicznych w produkcji żywności nie był w stu procentach szczelny. Trudno też było oczekiwać, by w piśmie do sanepidu wskazał, iż żąda zwrotu przesłanego do analizy produktu.
Nawet jednak takie ustalenie nie ma znaczenia dla zasadności roszczeń. Widok muchy w serze mógł wywołać odczucie wstrętu, ale nie stanowił naruszenia dobra osobistego w postaci zdrowia czy godności.