To, że komentarze są na portalu winien wiedzieć z automatu.
To sedno piątkowego wyroku SN w sprawie Radosława Sikorskiego, który zażądał od wydawcy „Faktu" przeprosin za utrzymywanie przez kilka miesięcy na portalu pod tekstem z grudnia 2010 r. „Sikorski doniósł na antysemitów z forów internetowych" obraźliwych, wręcz wulgarnych wpisów.
24 wpisów usunął automatyczny monitoring, ale wciąż wiele tam było do czasu, kiedy wydawnictwie dostało pozew: wtedy je zablokowało i opublikowało ubolewanie, że tak wulgarne wpisy pojawiają się w polskim Internecie, że to poważny problem mediów i Jest mu niezwykle przykro, że Sikorski i jego żona zostali obrażeni. Oświadczenie powieliło szereg portali internetowych. To była argumenty na obronę wydawnictwa a jego pełnomocnik adwokat Anna Cichońska wskazywała nadto, że nie ma w pełni szczelnego monitoringu, a ręczny to znaczne koszty.
Sąd Okręgowy powództwo oddalił, a Sąd Apelacyjny w Warszawie werdykt utrzymał. Oba sądy uznały że wydawnictwo ma status portalu hostingowego i na podstawie art. 14 ustawy o świadczeniu usług drogą elektroniczną mogło zwolnić się z odpowiedzialności bowiem przed doręczeniem mu odpisu pozwu nie wiedziało, że na jej portalu są obraźliwe i wulgarne komentarze dotyczące Sikorskiego.
I to stanowisko zwalczał przed Sądem Najwyższym pełnomocnik Sikorskiego adwokat Roman Giertych wskazując, że próby ustalenia autorów takich wpisów, nie tylko zresztą w tej sprawie, skazane są na niepowodzenie, a samo ustalenie komputerów z których ich dokonano nie wystarczy do ich oskarżenia czy pozwania, w tej sytuacji należy przyjąć swego rodzaju domniemanie, że portal zna te wpisy, a jak zna to za nie odpowiada.