Jeden z dociekliwych obywateli chciał wiedzieć, kto ufundował sztandar dla Komendy Głównej Policji. Z kolei krakowskie stowarzyszenie domagało się, aby urząd marszałka województwa małopolskiego przedstawił, jak przestrzega przepisów antytytoniowych – ile jest palarni, co się robi, aby pracownicy nie palili w pokojach itp. To skrajne przypadki, bo obywateli interesują głównie bardziej przyziemne sprawy.
– Zwykle chcą dostępu do różnego rodzaju urzędowych dokumentów – mówi rzecznik miasta Kołobrzegu Michał Kujaczyński.
Podobnie jest w innych urzędach. Podstawę daje im [link=http://www.rp.pl/aktyprawne/akty/akt.spr;jsessionid=13C1793E077459D00217C43DB7D9C061?id=162786]ustawa o dostępie do informacji publicznej (DzU z 2001 r., nr 112, poz. 1198 ze zm.[/link]). Dzięki przepisom mogą dotrzeć do wielu dotychczas uważanych za niemal tajne dokumentów albo wymusić na urzędnikach tłumaczenie się z podejmowanych działań.
[srodtytul]Co buduje sąsiad[/srodtytul]
Ludzie starają się o dostęp np. do dokumentacji związanej z nieruchomościami. Urzędnicy się bronią – twierdzą, że to sprawy prywatne i indywidualne, a nie informacja publiczna, więc się ich nie udostępnia. Sądy jednak nie mają wątpliwości, że np. decyzje administracyjne są informacjami publicznymi. Przykładowo sąd w Poznaniu skrytykował nadzór budowlany, że nie chce sąsiadowi inwestora udostępnić pozwolenia na budowę, projektu zagospodarowania działki oraz protokołu z kontroli inwestycji. Co do zasady powinny być udostępnione z wyłączeniem jedynie niektórych danych.