[b][link=http://www.rp.pl/galeria/295866,1,377535.html]Zobacz polską mapę bezrobocia[/link][/b]
- W wielkich miastach bezrobocie zwykle rośnie woniej - mówi Mateusz Walewski z Centrum Analiz Społeczno-Ekonomicznych. - Po prostu więcej jest pracodawców i nawet jeśli ktoś straci zatrudnienie w jednej firmie, stosunkowo szybko może je znaleźć w innej - wyjaśnia Andrzej Sadowski z Centrum im. A. Smitha. - Choć zwykle już na gorszych warunkach i nie koniecznie w tej samej specjalizacji - dodaje.
Te ogólne prawa rynku świetnie pasują do sytuacji w Warszawie. W sierpniu stopa bezrobocia w tej metropolii wzrosła do 2,5 proc. z 2,1 proc. rok wcześniej. Podobnie jest w innych największych miastach - w Poznaniu - do 2,6 z 1,6 proc., Sopocie - do 2,4 z 1,6 proc. czy Katowicach - do 2,6 z 1,9 proc. - Tam gdzie stopa bezrobocia jest niższa niż 5 proc., możemy umownie powiedzieć, że wciąż brakuje rąk do pracy - mówi Walewski.
Stopa bezrobocia poniżej 3 proc. utrzymuje się jeszcze w Sopocie, Poznaniu i Katowicach.
Nie we wszystkich jednak miastach wojewódzkich sytuacja jest tak dobra. W Białymstoku bez pracy jest już 10,7 proc. osób aktywnych zawodowo, czyli o 3,7 punktu procentowego więcej niż rok wcześniej. Średnio w Polsce ten wzrost wyniósł 1,7 pkt. proc. Szybko przybywa też bezrobotnych w Łodzi (wzrost o 2,2 pkt. proc. do 8,6 proc.), Olsztynie (wzrost o 2,3 pkt. proc.) czy Szczecinie (wzrost o 2,2 pkt. proc.). Warto jednak podkreślić, wciąż są to zmiany nieporównywalnie małe w stosunku do regionów pozamiejskich najbardziej dotkniętych kryzysowym bezrobociem - przykładowo w powiecie nowosolskim stopa zwiększyła się o 6,5 pkt. proc., a kamiennogórskim - o 7,2 pkt. proc.