W zeszłym roku w urzędach pracy zarejestrowało się ponad 3 mln bezrobotnych (podobnie było dwa lata temu). Nieco mniej, bo 2,9 mln osób w zeszłym roku zostało wykreślonych z rejestrów. Ale tylko niespełna 1,2 mln (ok. 40 proc.) dostało pracę. Ponad 870 tys. nie chciało pracować, a pozostali korzystali z różnych form pomocy urzędów pracy.
Symptomatyczne jest to, że w ciągu trzech lat liczba tych osób wciąż oscyluje wokół 830–870 tysięcy.
– Tak wysoka liczba tych, którzy są skreślani, bo nie przejawiają ochoty do zatrudnienia, świadczy o słabości naszego systemu rejestracji – uważa Tomasz Kaczor, główny ekonomista BGK.
Jego zdaniem wiele z tych osób to migranci sezonowo pracujący za granicą. – Gdy europejski rynek pracy stanie się dla nas bardziej otwarty, to zmniejszy to dysproporcje w sile nabywczej pracy i spowoduje, że zmniejszy się sezonowa migracja zarobkowa – dodaje ekonomista. Co ciekawe, bez względu na to, jaka była sytuacja na rynku pracy, przedsiębiorcy zgłaszali mniej więcej taką samą liczbę ofert pracy – nieco ponad 1 mln. Z zeszłym roku było to 1,83 mln, ale spora cześć z nich to prace czasowe, głównie sezonowe. Dodatkowo chcieliby, żeby połowa z nich była stworzona dzięki wsparciu publicznych pieniędzy, czyli Funduszu Pracy.
– Same służby zatrudnienia zwracają uwagę, że wielu lokalnych przedsiębiorców przyzwyczaiło się do publicznego wsparcia i proponują przede wszystkim u siebie pracę subsydiowaną – przypomina Jacek Męcina, ekspert PKPP Lewiatan.