Komisja Europejska wszczyna wobec Polski, jako jednego z 11 krajów, procedurę nadmiernego deficytu. Jeszcze w poniedziałek Joaquin Almunia, unijny komisarz polityki gospodarczej i pieniężnej, chciał dać Polsce czas na obniżenie deficytu sektora finansów publicznych poniżej 3 proc. PKB tylko do 2011 roku. Po rozmowie z polskim ministrem finansów zmienił jednak zdanie.
– Już wcześniej zakładaliśmy spadek gospodarczy w tym roku. Teraz polski minister obniża swoje prognozy i mówi o stagnacji – powiedział dziennikarzom Almunia. To oznacza trudności w pozyskiwaniu wpływów do budżetu. Dlatego Polska zamiast standardowego roku dostaje aż trzy lata na dostosowania, podobnie jak Francja. W sytuacji kryzysu i konieczności budżetowego wspierania gospodarki Komisja Europejska na wszystkie wysokie deficyty patrzy trochę przez palce. Ale np. Rumunii każe obniżyć deficyt poniżej 3 proc. PKB już w 2011 roku, czyli rok wcześniej niż Polsce.
– W Rumunii sytuacja jest pilna, trzeba szybkich działań, żeby przywrócić zaufanie rynków – tłumaczył komisarz.
Bruksela zarzuca Polsce, że nie wykorzystała dobrych czasów na naprawę finansów publicznych i zasypanie budżetowej dziury. Almunia przypomniał o imponującym wzroście gospodarczym notowanym od momentu wejścia do Unii w maju 2003 roku i towarzyszącej mu tylko skromnej obniżce deficytu budżetowego.
Według komisarza deficyt w Polsce na poziomie 3,9 proc. w 2008 roku nie jest jeszcze efektem kryzysu, ale procyklicznej polityki gospodarczej. Poprzedni rząd Jarosława Kaczyńskiego obniżył podatki i składkę rentową, a nie zredukował w wystarczającym stopniu wydatków publicznych. Ale dostało się też obecnej ekipie. Komisja Europejska zaleciła Warszawie lepszą kontrolę budżetową. Bo o tym, że deficyt w 2008 roku wystrzelił do 3,9 proc. PKB, minister Rostowski dowiedział się dopiero w dniu, gdy GUS przesyłał dane za ubiegły roku do unijnego biura Eurostat.