Przełom kadencji Donalda Tuska i Ewy Kopacz zaowocował falą socjalnych obietnic. Problem w tym, że na ich spełnienie potrzeba ponad 30 mld zł – szacuje „Rz". Oznaczałoby to zwiększenie deficytu budżetowego aż o dwie trzecie. Albo drastyczne podniesienie podatków – o 11 proc. Teraz z PIT do kasy państwa wpływają 44 mld zł rocznie, a od firm 23 mld zł.
Według rządowych obietnic emeryci i renciści mają dostać w przyszłym roku nie 10, ale 36 zł podwyżki. Ulga prorodzinna ma być zwiększona na trzecie i kolejne dziecko o ok. 20 proc. Ponadto wszyscy rodzice dostawaliby przez rok od urodzenia dziecka 1 tys. zł dodatku miesięcznie – nawet ci bez pracy.
Prof. Dariusz Rosati, eurodeputowany z PO, uważa, że koszty emerytalno-prorodzinnych zmian powinny się zamknąć w kwocie 6 – 7 mld zł. Jednak sam dodatek płacony przez rok po urodzeniu dziecka – zakładając, że na świat przychodzi rocznie 370 tys. Polaków – może sięgnąć nawet 2,5 mld zł.
Także wyliczenia resortu finansów dotyczące wyższych ulg na trzecie i kolejne dziecko i zmienionego modelu wsparcia dla rodziców wydają się zaniżone. Centrum Analiz Ekonomicznych CenEA szacuje, że z elastycznego progu dochodowego uprawniającego do zasiłków rodzinnych może skorzystać dodatkowo ok. 400 tys. dzieci. Będzie to zdaniem CenEA od 2016 r. kosztować budżet 0,5 mld zł rocznie. Koszty większych ulg w PIT na dzieci mają zaś sięgnąć, według CenEA, 1,5 mld zł, a nie, jak wylicza rząd, 1,1 mld zł.
Do tego dochodzą zapowiedziane przez premier Kopacz czeki na opiekę nad osobami starszymi i niepełnosprawnymi. Mogą kosztować nawet 12 mld zł. Natomiast uwzględnienie postulatów RPO o podwyższenie kwoty wolnej od podatku oznacza (zakładając jej wzrost o 100 proc.), że podatnicy odliczyliby dodatkowo ponad 12 mld zł.