Polska i Niemcy to dwa z ocenionych wczoraj przez Brukselę krajów członkowskich, których nie spotka upomnienie, mimo że ich deficyt sektora finansów publicznych ma przekroczyć dopuszczalny w UE poziom 3 proc. produktu krajowego brutto.
Udało się nam, bo w 2008 roku deficyt sięgał jeszcze tylko 2,5 proc. PKB, a poza tym Komisja postanowiła w dobie kryzysu podejść elastycznie do nadmiernych wydatków z kasy państw. – Polska, Niemcy i inne kraje nie są w sytuacji, by zaczynać procedury nadmiernego deficytu, choć z naszych prognoz wynika, że przekroczą (w tym roku) dopuszczalny próg 3 procent – powiedział w środę Joaquin Almunia, unijny komisarz ds. polityki gospodarczej i pieniężnej.
W swojej ocenie polskiego programu konwergencji (taki dokument musi przedstawić każde państwo członkowskie) KE zwraca uwagę na zbyt optymistyczne założenia dotyczące wzrostu gospodarczego. Wskaźniki wzrostu PKB na poziomie 3,7 proc. w 2009 roku i 4,0 proc. w 2010 roku nie biorą pod uwagę zdaniem KE ostatnich informacji o pogorszeniu sytuacji gospodarczej, w tym gorszych warunków dla eksportu.
Poza tym rząd nie uwzględnił w dostatecznym stopniu spadku wartości złotego i jego skutków dla rynku budownictwa mieszkaniowego oraz zignorował efekty ograniczeń kredytowych dla inwestycji w sektorze prywatnym.
Eksperci KE pozytywnie ocenili natomiast przyjęty przez rząd pakiet fiskalny, którego celem jest ożywienie gospodarcze. Zgodnie z unijnymi wytycznymi przewiduje on bowiem inwestycje w infrastrukturę, które powinny pobudzić popyt. Obniżka podatku dochodowego ogranicza tzw. klin podatkowy. W sumie jest to zdaniem KE właściwa odpowiedź na kryzys.