Tak wynika z licznika długu wywieszonego przez profesora Leszka Balcerowicza. Ile ostatecznie wyniesie zadłużenie Polski na koniec roku, zależeć będzie od wyniku samorządów i kursu walut. Jedna trzecia naszego długu liczona jest bowiem w walutach obcych.
Jacek Rostowski, minister finansów, jest spokojny. Wykonał pod koniec roku tyle posunięć, które miały nas uchronić przed przekroczeniem progu 55 proc. długu w relacji do PKB – łącznie zapewne z przesunięciami wpływów i wydatków pomiędzy grudniem a styczniem roku następnego, że z czystym sumieniem mógł pojechać na urlop do Londynu.
Ekonomiści jednak tak spokojni nie są. Interwencje słowne szefa banku centralnego i szefa resortu finansów oraz działania Banku Gospodarstwa Krajowego, który jeszcze w środę dokonywał transakcji wymiany euro na złote, co pozwoliło naszej walucie utrzymać się poniżej 4 zł w relacji do euro, wystarczą być może do czasowego zażegnania niebezpieczeństwa. Na dłuższą metę nie widzą oni jednak zdecydowanych działań, które ograniczą przyrost zadłużenia.
– Rząd postanowił podnieść stawkę VAT, przyciął inwestycje i ograniczył przepływy do OFE, ale to nie daje pewności, że pozostaniemy w bezpiecznej odległości od kolejnych progów ostrożnościowych – wyjaśnia prof. Stanisław Gomułka, ekonomista BCC.
Tym bardziej że – jak wylicza Marcin Mrowiec, główny ekonomista Pekao SA – już w tym roku plan został przekroczony. Na koniec 2010 r. dług miał wynieść 750,8 mld zł, czyli 53,2 proc. PKB. Tymczasem według ostatnich danych na koniec września 2010 sięgał on 704,6 mld zł, a obliczenia emisji netto długu od tego czasu do końca 2010 wskazują na przyrost o 15,55 mld. – To sugeruje, że na koniec grudnia 2010 dług Skarbu Państwa wyniesie ok. 720,2 mld zł – wyjaśnia ekonomista. – Zakładając, że różnica między długiem SP a państwowym długiem publicznym będzie taka, jak prognozował rząd w strategii zarządzania długiem, tj. 44,3 mld, sugerowałoby to poziom długu na poziomie 764,5 mld zł, czyli 53,95 proc. PKB. Niestety, od upadku poprzedniego systemu mamy do czynienia z historią ciągłego zadłużania się. I to mimo ciągłego wzrostu gospodarczego. – Zawsze mieliśmy dodatni PKB i zawsze mieliśmy rosnący dług, mimo że w międzyczasie sprzedaliśmy i skonsumowaliśmy dominującą większość aktywów odziedziczonych po poprzednim systemie (prywatyzacja przedsiębiorstw) – obecnie wyprzedajemy już resztki – zaznacza ekonomista Pekao SA. – Jest to droga donikąd. Jeśli teraz, przy dobrej demografii i znacznym wzroście gospodarki, cały czas się zadłużamy, to kiedy demografia zacznie nam się pogarszać (albo przytrafi się recesja), nasze finanse publiczne znajdą się w rozsypce. Pamiętajmy też, że teoria ekonomii dopuszcza deficyt budżetowy – ale w warunkach recesji; w warunkach wzrostu gospodarczego powinniśmy mieć nadwyżki w budżecie. U nas cały czas jest deficyt.