Przed pięcioma kopalniami spółki pojawiają się ludzie wręczający wychodzącym po szychcie górnikom kartki z numerem telefonów i ofertą skupu akcji. Szukają też byłych pracowników kopalń JSW (37 tys. z nich ma prawo do akcji).
– Oferują różne ceny za cały pakiet pracowniczy w zależności od stażu pracy, ale to nieopłacalne, bo za pakiet, który np. szacuje się na ok. 30 tys. zł, oni dają ok. 14 tys. zł – mówi "Rz" Piotr Szereda, rzecznik jastrzębskich związkowców. Dodaje, że oferta nie jest atrakcyjna, zwłaszcza że na razie nikt nie wie, ile akcji dokładnie dostanie, bo będzie to jasne po debiucie spółki na GPW (planowany na 30 czerwca).
"Bramowi" chętni na akcje pracownicze, choć objęte dwuletnim zakazem sprzedaży, to nie nowość. Pojawiali się już przy okazji debiutu Bogdanki czy np. PGNiG. Jednak w JSW do akcji planuje wkroczyć zarząd. Formalnie nie może nic zrobić, ale rozmawia z resortem gospodarki i skarbu o specjalnym systemie pożyczek dla górników pod zastaw ich akcji.
Z jednej strony pozwoli im to na sięgnięcie po gotówkę przed sprzedażą akcji, a z drugiej może zniechęcić do sprzedaży walorów naciągaczom.
Związkowcy, choć wciąż na prywatyzację się nie godzą, patrzą na to rozwiązanie łaskawszym okiem. – Ale górnicy są zadłużeni, na kolejne kredyty ich nie stać – uważa Szereda. I dodaje, że nie skorzystają też z kredytów na zakup dodatkowych akcji, o których JSW rozmawia z bankami (planowana transza pracownicza po cenie jak dla inwestorów indywidualnych, z większym limitem zakupów).