Od 1 lipca w Unii Europejskiej wejdą w życie nowe regulowane maksymalne stawki, które operatorzy telekomunikacyjni – stacjonarni, jak i mobilni – mogą pobierać od siebie wzajemnie, gdy ich klienci dzwonią między sieciami. Chodzi o stawki za kończenie połączeń na numery w sieci stacjonarnej (FTR) lub mobilnej (MTR). A ponieważ dużo dzwonimy, a w pandemii szczególnie intensywnie – chodzi o duże kwoty, idące w sumie w miliardy złotych. Ile z tych miliardów zostanie po zmianach – dopiero się okaże.
I tak od trzeciego kwartału do końca roku MTR wynosić będzie w Polsce około 3,15 gr (0,7 eurocenta) za minutę, czyli o 26 proc. mniej niż do tej pory (4,29 gr). Z kolei maksymalny FTR spada aż o 75 proc., do 0,5 gr (z około 2,05 gr).
Spytaliśmy telekomy, jak ta zmiana wpłynie na ich wyniki i jak się do niej przygotowują. W 2020 r. hurtowe rozliczenia odpowiadały bowiem nawet za jedną piątą rocznych obrotów sieci komórkowych.
Tak było w wypadku P4, operatora sieci Play, i nie ma raczej powodu sądzić, że inaczej jest w mobilnej części Orange, Plusa czy T-Mobile.
Telekomy o wpływie hurtowych cięć mówią, ale ogólnikami. – Finansowy wpływ nowych stawek hurtowych będzie negatywny dla Orange Polska, co przełoży się na obniżkę wyniku EBITDA – przyznaje Wojciech Jabczyński, rzecznik Orange Polska. To znaczy, że spadek przychodów będzie większy niż jednoczesny spadek kosztów związanych z obniżką hurtowych stawek. – Oczywiście, zostało to uwzględnione przy formułowaniu naszych rocznych planów – dodaje rzecznik telekomu.