Nie ma nie tylko torów, ale nawet projektu budowlanego. A to nie wszystko. Konsekwencje opóźnienia są dużo poważniejsze, ponieważ wskutek poślizgu nie zdołamy też wydać pieniędzy unijnych, które Bruksela przeznaczyła na poprawę naszej infrastruktury. Ministerstwo przekazało je już na konto inwestora i teraz będzie on je musiał oddać wraz z odsetkami.
Udowadnianie, że sprawę zawaliła druga strona, nic nie da, bo przecież nie o to chodzi, aby teraz szukać winnego, tylko zabrać się do roboty. Niestety naprawienie sytuacji może się okazać niemożliwe. Dwóch lat nie da się bowiem nadrobić w kilka miesięcy. A próba wydania pieniędzy na naprędce przygotowany projekt może się zemścić w przyszłości.
Można oczywiście wzorem lat ubiegłych dać środki tym, którzy lepiej przygotowują inwestycje, ale to nie zmienia faktu, że mamy problemy z wydawaniem funduszy unijnych, nie potrafimy na czas podpisać umów, a jeśli nawet się uda, to okazuje się, że firma,która została wybrana do realizacji przedsięwzięcia, nie radzi sobie z zadaniem i trzeba zaczynać wszystko od początku.
Rząd musi nie tylko sprawniej dysponować pieniędzmi, które otrzymał w administrację, ale też baczniej przyglądać się tym, którym je powierza. Z kolei firmy, jeśli chcą pozostać wiarygodne i zarabiać, powinny konsekwentnie podchodzić do zadań. Nie wystarczy wygrać, trzeba jeszcze w wyznaczonym terminie przeciąć wstęgę.