Po przejściu frontu przez tereny przyznane Polsce przez Stalina, Prezydium Rady Ministrów stworzyło w Lublinie w 1944 roku przedsiębiorstwo państwowe Autotransport. Dysponowało ono kilkunastoma samochodami i zostało podporządkowane Ministerstwu Komunikacji. W marcu 1945 roku Autotransport został przekształcony w Państwowy Urząd Samochodowy. Jego zadaniem była koordynacja wszystkich poczynań motoryzacyjnych państwa. W listopadzie 1945 roku PUS zatrudniał 135 inżynierów, ok. 400 techników i 9500 pracowników administracyjnych i fizycznych. Przedsiębiorstwo miało 15 okręgowych i 128 rejonowych urzędów samochodowych, w których było 2027 pracowników administracyjnych i technicznych oraz inspekcji samochodowej. Od kwietnia do września 1945 roku PUS dokonał 17 630 przeglądów rejestracyjnych i zarejestrował tyleż samochodów, do tego skontrolował oraz wydał ok. 6 tys. tymczasowych dowodów rejestracyjnych.
We wrześniu 1945 roku na Zjeździe Automobilowym w Warszawie premier Edward Osóbka-Morawski narzekał, że na drogach jest zbyt dużo katastrof, które były skutkiem braku wykwalifikowanych szoferów. Osóbka-Morawski podkreślił także fatalny stan parku samochodowego. – Chyba nie przesadzę, jeśli stwierdzę, że zaledwie jedna trzecia naszych samochodów jest na chodzie – mówił Osóbka-Morawski. Wszystkie samochody jeżdżące po Polsce były zużyte. Rosjanie przekazali polskim władzom do marca 1945 roku 2000 frontowych ciężarówek. Dowództwa armii amerykańskiej i kanadyjskiej przesłały do połowy września 1945 roku 800 samochodów z demobilu. Kilka tysięcy aut trafiło do władz z ludowego Wojska Polskiego. Na koniec października 1945 roku w Polsce było zarejestrowanych 10 992 ciężarówek 201 marek oraz 46 (słownie: czterdzieści sześć) autobusów; co szósta ciężarówka w Polsce należała do PKS. Aut osobowych było w tym czasie 6422. Park był na tyle liczny, że za jego potrzebami nie nadążała produkcja oraz import benzyny. Jednocześnie nastąpił masowy odwrót od kłopotliwych w obsłudze generatorów gazu drzewnego.
[srodtytul]Prywatni tymczasowo[/srodtytul]
Prywatne osoby zdobywały samochody poniemieckie. Kordian Tarasiewicz w książce „Cały wiek w Warszawie” wspominał, jak to się odbywało: „Nieopodal Gdańska (dzisiaj to już obszar włączony do miasta), na wyspie Bonsak przy ujściu Wisły do Zalewu, Niemcy, uciekając, porzucili dużo samochodów. Trzeba było niemało zachodu i starań, aby tam dojechać, znaleźć jakiś pojazd w dobrym stanie, zdobyć benzynę, nie bez kłopotów dojechać do Gdańska czy Gdyni, zgłosić samochód do urzędu, który pobierał stosowne opłaty, a na koniec pojazd zarejestrować. Rzecz się powiodła i – pokonawszy rozmaite przeszkody – doprowadziliśmy owe środki lokomocji do Warszawy”.
Tak zdobywały samochody poważne przedsiębiorstwa państwowe, jak np. stocznie czy zwyczajni ludzie. Osóbka-Morawski zezwolił na rejestrację samochodów takim osobom, pod warunkiem że wykażą się tytułem prawnym do samochodu. Dodawał jednak, że należy odbierać tabor szabrownikom. Tłumaczył, że brakuje paliwa i duża jego część przecieka na rynek prywatny. – Nieraz dla prywatnych samochodów benzyna jest, a dla państwa nie ma – powiedział Osóbka-Morawski. PUS wydawał w 1945 roku tymczasowe pozwolenia koncesyjne na przewóz ludzi i towarów na wniosek wojewody i na podstawie opinii wojewódzkiej rady narodowej. Stałe numery rejestracyjne dla prywatnych firm były wydawane niechętnie, samochody wyciągane z szop lub wyremontowane poniemieckie były nawet rekwirowane przez władze w momencie rejestracji. Dlatego przedsiębiorcy unikali tych szykan, rejestrując samochody na numery próbne. Zdarzyło się nawet, że świeżo upieczony przedsiębiorca zaprosił na uroczyste otwarcie firmy urzędników PUS, którzy natychmiast przedsiębiorstwo zamknęli, bo wszystkie autobusy były zarejestrowane tymczasowo, a firma nie miała ważnego pozwolenia na działalność. PUS już w listopadzie 1945 roku ostrzegł, że 15 grudnia 1945 roku wszelkie pojazdy mechaniczne używane na drogach publicznych i mające rejestracje próbne będą konfiskowane.