To też dewaluacja szczytów – debat, nadzwyczajnych posiedzeń rządowych, maratonów, konferencji ostatniej szansy. Programów ratunkowych, które na koniec dnia okazują się jeszcze jedną czczą rozmową.
Tegoroczna Krynica wypada chwilę po szczycie prezesów banków centralnych, chwilę przed kolejnym posiedzeniem Rady Europy, z których politycy wyjadą równie bezsilni jak rok, dwa i trzy lata temu. Stąd pewnie dla nas w redakcji „Rzeczpospolitej" nie było zaskoczeniem, że do 2900 biznesmenów nie dołączą kluczowe osoby z polskiej gospodarki. Premier, minister finansów, szef NBP. Tym dwóm światom coraz trudniej ze sobą rozmawiać, coraz trudniej znaleźć wspólny pomysł na wyjście z największego impasu. Największego w powojennej historii Europy, jak również 23-letniej historii polskiego kapitalizmu.
Jeszcze rok temu przywódcy rządzącej koalicji i opozycji pojawiali się tu z obietnicami i programami, łudzili, budzili nadzieje. Wczoraj po raz pierwszy przemówili z Warszawy, a usłyszeliśmy to w Krynicy: deficyt przekroczy magiczny próg 3 proc.
Kreatywne zabiegi ministra finansów, pieniądze z UE, pieniądze od już prawie 2 milionów Polaków za granicą – nic z tego. Kończy się koncept rządzących elit. Pomysłu nie ma ani rząd, ani opozycja. Ot, jakieś pakiety oszczędnościowo-roszczeniowe, zamrażanie funduszy pracy, podbieranie rezerwy demograficznej. I oczywiście jeszcze więcej narad ostatniej szansy.
Kiedy zamykaliśmy to wydanie „Forum Daily", rząd – debatował. ...I debatował, i debatował. Jeżeli Forum Ekonomicznemu nie towarzyszy ten wisielczy nastrój przeszywający Europę od Lizbony przez Paryż, Brukselę po Warszawę, to może właśnie dlatego, że tu świadomość końca politycznych recept jest silniejsza niż kiedykolwiek. Uwiąd gospodarczy może być przygnębiający, ale też potrafi być niezwykle kreatywny.