W dokumencie przesłanym do komitetów wyborczych partii ubiegających się o wejście do Sejmu nie zostawiono na rządowej strategii budowy dróg suchej nitki. Program Budowy Dróg Krajowych (PBDK) na lata 2014-2013 z perspektywa do 2025 jest zbiorem obietnic wyborczych, relacje inwestora z wykonawcami pozostają fatalne, a podstawowa sieć drogowa jest dziurawa jak sito – takie tezy zawiera stanowisko PKD. – Ten rząd niczego już nie naprawi, bo uważa że wszystko do tej pory robił dobrze – twierdzi prezes PKD Zbigniew Kotlarek. W środowisku drogowców mówi się także o konieczności zmian personalnych w Generalnej Dyrekcji Dróg Krajowych i Autostrad (GDDKiA).
Według PKD, rządowe plany budowy dróg ekspresowych i autostrad są nierealne, gdyż rozbiją się o brak pieniędzy. Cały program, założony na lata 2014-2023 z perspektywą do roku 2025 wart jest 107 miliardów złotych. Zakłada powstanie imponującej jak na polskie warunki liczby 3900 kilometrów nowych dróg oraz 57 obwodnic. Ale drogowcy obawiają się problemów. Obawę budzi liczba zadań, w odczuciu branży jest ich zbyt dużo. Problemem ma być także duża liczba dróg, gdzie ma być zastosowana technologia nawierzchni betonowej.
Organizacje reprezentujące firmy z branży już wcześniej sugerowały, że inwestycyjne priorytety wybierano w oparciu o kalkulacje polityczne, a nie rachunek ekonomiczny. Zastrzeżenia są także do harmonogramu prac: przewiduje on skumulowanie bardzo dużej ilości zamówień w krótkim czasie. Największe nakłady przewidziano w latach 2017-2019, gdzie roczne nakłady przewyższają kwotę 25 miliardów zł. To odbije się zarówno na cenach materiałów i sprzętu jak również kondycji wykonawców. Problemem jest także finansowanie dalszych inwestycji drogowych już po zakończeniu perspektywy 2014-2020. Firmy obawiają się, że nie będą już miały zleceń.