Ta kwota może szokować, zwłaszcza że faktycznie jest nawet odrobinę niższa. Organizatorzy Wielkiej Pętli przeznaczyli w tym roku na wszystkie premie dokładnie 2 282 000 euro. Zwycięzca wyścigu – w zeszłym roku był nim Duńczyk Jonas Vingegaard i jest faworytem również w tym sezonie – otrzyma 500 tys. euro, drugi na mecie – 200 tys., a trzeci – 100 tys. Kolarze, którzy zajmą od 20. do 160. miejsca, dostają po tysiąc euro.
Premia idzie do kapelusza
W poszczególnych kategoriach premie sprawiają wrażenie, jakby nie doceniały wysiłku uczestników Tour de France, zwłaszcza że mowa o jednym z najbardziej wymagających i konkurencyjnych sportów. Zwycięzca klasyfikacji górskiej czy sprinterskiej zabierze do domu 25 tys. euro. Najbardziej waleczny kolarz wyścigu, czyli ten, który najczęściej ucieka, ale potem przed metą dogania go pociąg sprinterów, dostaje 20 tys. Zwycięstwo etapowe wyceniane jest na 11 tys. euro, drugie miejsce – na 5,5 tys., a trzecie – 2,8 tys.
Czytaj więcej
Już w inauguracyjnym dniu turnieju zagrają wszyscy Polacy oprócz Magdy Fręch. Rozstawiona z nr 1 liderka światowego rankingu Iga Świątek z Chinką Lin Zhu (33 WTA) zmierzy się o godz.14.00 w pierwszym meczu na korcie nr 1.
Za jeden dzień przejechany w żółtej koszulce lidera zawodnik dostaje 500 euro, w innej koszulce (np. najlepszego górala czy sprintera) – 300 euro. Pierwsza pozycja na premii sprinterskiej (dawniej określano ją w Polsce jako lotny finisz) gwarantuje nagrodę w wysokości 1500 euro. Zwycięzca premii „hors-categorie”, czyli „poza kategorią”, najtrudniejszej premii górskiej, zgarnia zaledwie 800 euro, a premii pierwszej kategorii – 650 euro. Najbardziej waleczny na etapie otrzymuje 2 tys.
Mało tego. Wszystkich tych nagród nie dostaje zwycięzca. Od lat w kolarskim peletonie obowiązuje zasada, że premie wrzucane są „do kapelusza” i dzielone równo między wszystkich członków drużyny zawodowej. Niekiedy kolarze w ogóle nie uczestniczą w tym podziale łupów, ale oddają premie masażystom, kierowcom, mechanikom, kucharzom, logistykom – wszystkim, którzy przyczynili się do większych lub mniejszych sukcesów podczas wyścigów. To żelazna zasada. Bez względu na budżety grupy i zarobki liderów każdy ją akceptuje. Tak wygląda w kolarstwie zawodowa solidarność.