Walt Disney Co od pewnego czasu jest w stanie otwartego konfliktu z władzami stanowymi Florydy i jej republikańskim gubernatorem, Ronem DeSantisem. Koncern skrytykował bowiem zmiany w przepisach, jakie wprowadził stan z inicjatywy DeSantisa, a które polegają na tym, że w szkołach zakazano rozmów z młodszymi dziećmi na temat seksualności i tożsamości płciowej.
W odpowiedzi na wystąpienia Disneya władze Florydy rozpoczęły krytykę koncernu za „uleganie ideologii woke” oraz zaczęły się przyglądać możliwości odebrania Disneyowi statusu specjalnej strefy obejmującej Disneyland i jego okolicę od ponad 50 lat. Koncern od lat inwestuje tam pieniądze, rozbudowując park rozrywki i zatrudniając ponad 75 tysięcy osób. Planuje też dalsze inwestycje – w skali nawet 17 mld dolarów w najbliższych dziesięciu latach.
Czytaj więcej
Władze stanowe Florydy zatwierdziły ustawę ograniczającą autonomię Disneylandu, największego prywatnego pracodawcy na Florydzie. To kara za promowanie nauczania o orientacji seksualnej i tożsamości płciowej.
- Działamy odpowiedzialnie, płacimy należne podatki, zatrudniamy tysiące ludzi. A tak przy okazji, płacimy im powyżej płacy minimalnej, znacznie powyżej płacy minimalnej ustalanej przez stan Floryda – mówił Bob Iger podczas cokwartalnego spotkania z inwestorami.
- Więc zakończę, zadając jedno pytanie: czy stan chce, byśmy więcej inwestowali, zatrudniali więcej ludzi i płacili więcej podatków, czy nie? – pytał Iger, w wypowiedzi cytowanej przez Reuters.