Jaki jest stan polskiego corporate governance? Czy sprzyja wzrostowi wartości przedsiębiorstw i ich rozwojowi, przejrzystości procedur nadzoru i bezpieczeństwu obrotu gospodarczego? Czy rady nadzorcze są dostatecznie zmotywowane? Czy nowelizacja ustawy kominowej zmieni sytuację członków rad nadzorczych? Niestety, odpowiedzi na te pytania nie są budujące. Zbulwersowała mnie ostatnio wiadomość, że prezes zarządu jednej z dużych spółek niepodlegających ustawie kominowej nie zaakceptował faktury za lunch przewodniczącego rady nadzorczej tej spółki. Sprawa niby drobna, bo czymże jest koszt jednego lunchu w stosunku do wielomiliardowych przychodów tej spółki. Jednak to przykład tego, że sprawy nadzoru w tej spółce stoją na głowie i że daleko tam do dobrych praktyk Corporate Governance. Zresztą wartość rynkowa tej spółki obniżyła się w ciągu ostatniego okresu o kilkanaście procent. Mimo ogólnie dobrej koniunktury w gospodarce.
Jest to również przykład szerszego problemu dotyczącego prawidłowego motywowania rad nadzorczych do działania na rzecz spółek. Dobór do pracy w radach nadzorczych odbywa się w zasadzie według kryteriów merytorycznych. Dotyczy to firm prywatnych, a ostatnio także spółek Skarbu Państwa. Cóż z tego, skoro zdarzają się sytuacje, jak ta opisana wyżej, kiedy to nadzorowany ogranicza nadzorującego, a co najmniej uzależnia go od siebie, dyktując, jakie koszty członka rady uznać za uzasadnione. A przecież istnieje przepis kodeksu spółek handlowych (art. 392 § 3), który nakazuje zwrot kosztów członkowi rady nadzorczej w związku z jego pracą w radzie. Taka sytuacja w normalnej, dobrze zarządzanej i nadzorowanej spółce nie powinna mieć miejsca.
Można przedstawić taką oto zależność: im koszty nadzoru wyższe, tym nadzór wykonywany lepiej. Oczywiście do granic zdrowego rozsądku
A wszystko bierze początek w niezrozumieniu roli rady nadzorczej i jej funkcji w stosunku do akcjonariusza i do zarządu spółki. To akcjonariuszowi powinno zależeć, żeby rada prawidłowo pełniła swoje zadania. Żeby była rzeczywistym nadzorcą i doradcą dbającym o interesy właścicieli spółki. Tak jest w teorii. W praktyce bowiem zarządzający często uzależniają od siebie nadzorujących. Tym łatwiej jest to zrobić, im zasady ładu korporacyjnego są mniej znane. W efekcie prowadzi to do wynaturzeń w nadzorze, a w skrajnych przypadkach – do poważnych problemów spółki.
Niezależnie od tego, czy rada nadzorcza działa w spółce kontrolowanej przez Skarb Państwa czy prywatnej, zawsze istnieje groźba zdeformowania istoty nadzoru.