Do 6 czerwca 2009 r. stocznie w Gdyni i Szczecinie mają zwrócić do budżetu otrzymywaną przez ostatnie pięć lat nielegalną pomoc. Szczecin dostał jej 700 mln euro (plus gwarancje warte 916 mln euro), Gdynia – 1 mld euro (i 697 mln euro gwarancji). – To najtrudniejsza decyzja w mojej karierze – przyznała unijna komisarz ds. konkurencji Neelie Kroes.
Eksperci KE proponują w zamian plan opisywany wcześniej przez „Rz”, który – ich zdaniem – pozwala na zachowanie zatrudnienia i prowadzenie działalności gospodarczej. Polska ma do maja 2009 r. sprzedać w otwartych, niedyskryminujących przetargach wszystkie aktywa dwóch stoczni – podzielone na pakiety. Przetargi – jak pisaliśmy – wygra ten, kto da najwięcej, a nie ten, kto obieca przejąć załogę lub produkować statki. Nie ma więc żadnej gwarancji, że w Gdyni i Szczecinie zostanie utrzymana produkcja statków, tym bardziej że obecne spółki nie mogą zawierać nowych kontraktów. KE nie wyklucza oczywiście możliwości zakupu wszystkich pakietów majątku przez jednego inwestora, ale tylko wówczas, jeśli to on właśnie przedstawi najkorzystniejszą cenowo ofertę.
Minister Aleksander Grad liczy, że w praktyce przyszłość stoczni będzie wyglądała inaczej. By decyzja Komisji zaczęła obowiązywać, potrzebne jest uchwalenie stoczniowej specustawy – to w niej znajdą się szczegółowe rozwiązania. – Zdolność do prowadzenia produkcji stoczniowej, a także wykwalifikowani pracownicy zwiększają wartość majątku. Jeśli uzasadnimy w ten sposób konieczność sprzedaży aktywów w pakiecie jako zorganizowanych części przedsiębiorstwa, nabywca będzie mógł nadal wytwarzać w Gdyni i Szczecinie produkty stoczniowe – zapewniał wczoraj minister Grad.
Środki ze sprzedaży majątku zostaną przeznaczone na spłatę prywatnych wierzycieli (m.in. banków) i zwrot do budżetu nielegalnych dotacji. W praktyce – jak pisaliśmy w „Rz” – może to oznaczać, że stocznie nie będą musiały oddać pomocy publicznej. Wiele zależy od zapisów w specustawie – m.in. nt. kolejności zaspokajania wierzycieli. Najprawdopodobniej zwrot pomocy publicznej po spłacie innych wierzycieli spadnie na ogołocone z majątku spółki-wydmuszki, które nie będą miały na to środków.
Na czym ma polegać przewaga rozwiązania zaproponowanego przez KE, a określanego przez ministra Grada „prywatyzacją przez sprzedaż aktywów”, nad klasyczną upadłością z udziałem syndyka? – Ten proces będzie w pełni kontrolowany przez Skarb Państwa, który wyznaczy do zarządzania nim operatora – mówił Grad. Rolę operatora – jak pisaliśmy wcześniej w „Rz” – ma pełnić prezes państwowej Agencji Rozwoju Przemysłu. Według eksperta KE, procedura upadłości trwałaby znacznie dłużej i wzmacniała niepewność. Teraz sprzedaż dokona się szybciej i nowi inwestorzy zaczną działalność nieobciążoną starymi długami.