W wydanym dziś oświadczeniu koncern Gazprom, który dostarcza Europie jedną czwartą potrzebnego gazu, zapowiedział, że może z niektórymi odbiorcami negocjować obniżkę cen w długoterminowych kontraktach. Oświadczenie ma szczególne znaczenie, bo do tej pory rosyjska firma broniła się przed ustępstwami na rzecz klientów i tylko niektórym z nich zgodziła się zmienić sposób obliczania cen na korzystniejszy - powiązany z bieżącymi, giełdowymi notowaniami surowca.
Z takiej możliwości skorzystał już niemiecki E.ON Ruhrgas, włoski ENI i GDF Suez.
Głównym powodem ustępstw jest spadek zapotrzebowania na gaz z powodu kryzysu. Tymczasem w kontraktach długoterminowych obowiązuje zasada bierz lub płać (take or pay), która oznacza zobowiązanie klienta do zapłacenia za określoną ilość surowca, nawet jeśli aż tyle go nie potrzebuje.
Gazprom przyznał, że rośnie ilość gazu nieodebranego przez klientów, za który i tak oni płacą. W tym roku może to być nawet 10 mld m[sup]3[/sup] o wartości prawie 3 mld dolarów (przy cenie średniej ponad 280 dolarów za 1000 m[sup]3[/sup]).
Według rosyjskiej firmy "kontrakty długoterminowe są niezbędne w handlu gazem w Europą", ale jeśli różnica między ceną w nich zawartą a notowaniami giełdowymi będzie istotna, to możliwe są renegocjacje umów. Standardowo w każdym kontrakcie długoterminowym, jaki rosyjska firma ma z klientami europejskimi jest zapis, że obie strony mogą podjąć rozmowy o cenach, jeśli zmieniają się warunki rynkowe.