Jeżeli wierzyć zapewnieniom minister pracy Ursuli von der Leyen, jeszcze w tym roku wprowadzona zostanie obowiązkowa 30-proc. kwota dla kobiet w zarządach oraz radach nadzorczych niemieckich firm notowanych na giełdzie. Niemcy są także zdecydowane energicznie wesprzeć zamierzenia Brukseli w tej sprawie. „Süddeutsche Zeitung” cytował wczoraj wypowiedź komisarza ds. rynku wewnętrznego Michaela Barniera, który opowiedział się za wprowadzeniem unijnych kwot dla kobiet w radach nadzorczych. Zapewnił, że już w kwietniu przedstawi odpowiednie propozycje. Tego samego zdania jest komisarz sprawiedliwości Viviane Reding domagająca się 30-proc. kwoty dla pań do roku 2015.
W Niemczech działa 14 tys. spółek akcyjnych, lecz zaledwie co 20. notowana jest na giełdzie. Oznacza to, że propozycja minister von der Leyen dotyczyć będzie niewielkiej liczby kobiet w nich pracujących. Mimo to projekt napotyka na zmasowany sprzeciw stowarzyszeń przedsiębiorców oraz partii liberalnej FDP, partnera w koalicyjnym rządzie Angeli Merkel. Liberałowie są zdania, że byłaby to nieuzasadniona ingerencja w politykę kadrową firm. Co więcej, w samym rządzie nie ma zgody co do wysokości kwoty. Ministerstwo ds. rodziny opowiada się za ustawowym obowiązkiem kwoty, ale ustalenie jej wysokości chce zostawić firmom. Ma to zapobiec przymusowi zatrudniania kobiet w zarządach np. spółek stalowych, gdzie pracuje niewiele pań.
Jak wynika z analiz Niemieckiego Instytutu Badań Gospodarczych (DIW), w zarządach 200 największych niemieckich firm jest zaledwie 3,2 proc. kobiet. W setce notowanych na giełdzie największych koncernów ich odsetek wynosi 2,2 proc. W zarządach 90 z nich nie ma ani jednej kobiety. – Ten stan nie może trwać – twierdzi minister von der Leyen, powołując się na przykłady innych państw.
W Norwegii 40-proc. kwota dla kobiet w radach nadzorczych obowiązuje od 2003 r. W tym czasie liczba pań w radach wzrosła pięciokrotnie, do tysiąca osób. We Francji 40-proc. kwota w radach ma zostać wypełniona do 2015 r. Podobnie w Hiszpanii. W Holandii są obecnie przygotowywane odpowiednie przepisy.
Pierwszym niemieckim koncernem, który wprowadził 30-proc. kwotę dla kobiet na stanowiskach kierowniczych, jest Deutsche Telekom (zakładało to zawarte przed dekadą porozumienie). Pozostawiało ono jednak dobrowolność decyzji w tej sprawie. – Od tego czasu nic się w Niemczech nie zmieniło – argumentują zwolennicy kwot. Posługują się często wynikami badań amerykańskiego instytutu Catalyst. Wynika z nich, że firmy, w których zarządach obecne są kobiety, osiągają wyższe zyski.